Zapominamy,
że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy,
jak byśmy byli nieśmiertelni.
Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.
Eric - Emmanuel SchmittCodziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.
Cybertron.
Dom. Przez wiele lat był to świat pokoju, ale poróżniła nas duma i żądza
władzy. Naszymi wrogami są ci, którzy niegdyś byli, naszymi braćmi. Odwróciliśmy
się od siebie szybciej niż można by się tego spodziewać. Tak podobna rasa, a
jednak tak inna.
Wojna
niszczy naszą planetę w mgnieniu oka. Z cyklu na cykl, jest nas coraz mniej.
Pokój nie wchodzi w grę. Przywódcy Autobotów, jak i Megatron, lider Decepticonów,
niczego się nie nauczyli przez te wszystkie lata bitew. Nadal są zbyt dumni, by
wyciągnąć do siebie rękę. Prime’owie, nasi liderzy, nie opuszczają swoich
siedzib i nie walczą za naszą wolność. Sami musimy brać się za walkę. Na
szczęście, nie wszyscy Prime’owie to tchórze. Jeden z nich, Optimus Prime
walczy razem z nami. Jest z nich najodważniejszy i najbardziej mu na nas
zależy. Jest mi też najbliższy… Optimus jest Primem, ale najchętniej nie
przyznawałaby się do tego. Uważa, że Autoboty powinny traktować go jak każdego
innego. Pochwalam to. Szkoda tylko, że nigdy nie miał czasu dla najbliższych…
Walczę razem
z innymi członkami drużyny w Iacon, naszej stolicy, pod wodzą Zety Prime’a.
Trafiłam tu nie z własnej woli. Osobiście, wolę walczyć sama. Ewentualnie wraz
z moim najlepszym przyjacielem, Bumblebee. Poznaliśmy się kiedy byliśmy małymi
botami. Po jednej z kłótni z ojcem, wyruszyłam na obrzeża Iacon, gdzie ćwiczył
mały, żółty bot. Szybko zaprzyjaźniliśmy się i niedługo później byliśmy
nierozłączni. Bumblebee nie miał żadnej rodziny, a moje relacje z ojcem nie
były zbyt dobre, więc wspieraliśmy się nawzajem. Razem wstąpiliśmy do akademii
Autobotów, a następnie do Gwardii Elitarnej. Kiedy rozpoczęła się wojna, tym
bardziej trzymaliśmy się razem.
***
Kilkanaście
megacykli temu, Bumblebee wyruszył z Iacon, by zawiadomić Optimusa o śmierci
Zety. Do tego czasu nie wrócił. W radiu Autobotów huczało od wiadomości, że
Tripticon, wielka broń Decepticonów spadła na ulice miasta. Tripticon został
pokonany przez Optimusa oraz dwa inne boty. Mam nadzieję, że jednym z nich jest
Bee.
***
Siedziałam w
jednej z naszych siedzib w Iacon. Zniecierpliwiona czekałam na przybycie
przyjaciela. W pewnym momencie usłyszałam otwieranie się drzwi. Momentalnie
odwróciłam się, a moim oczom ukazał się żółty bot średniej wielkości. Uśmiechał
się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłam uśmiech i rzuciłam mu się na szyję. Bot
przytulił mnie mocno.
-Tęskniłaś
księżniczko?
-I to
bardzo. Strasznie się o ciebie martwiłam – Bee wypuścił mnie z objęć, ale nie
spuszczał mnie z oczu – Nie było cię tak długo.
-Przesadzasz.
Poza tym, byłem z Optimusem.
-A Prime to
jakaś gwarancja, że byłeś bezpieczny?!
-Coś ty taka
nerwowa? Myślałem, że Optimus jest jedynym Primem, którego szanujesz –
odwróciłam wzrok – Jak chcesz, to mogę cię z nim poznać. Jest tutaj.
-Co? Jest w
Iacon? – zdziwiłam się. Co Optimus tutaj robi?
-Po śmierci
Zety to on nam będzie przewodził. Jest ostatnim Primem. Teraz będzie
stacjonował w Iacon – odwróciłam się od bota. Martwiłam się, bo Optimus mógłby
powiedzieć coś, co nigdy miało nie ujrzeć światła dziennego.
-Wiesz,
spotkam się z nim – zaczęłam iść w stronę drzwi wyjściowych, ale Bumblebee
zatrzymał mnie.
-On jest
inny Blackstar. Możesz sobie darować ukłony i uroczyste powitania – nic nie
mówiąc wyszłam na zewnątrz. Kiedy drzwi się za mną zamknęły, powiedziałam sama
do siebie:
-Wiem.
Zawsze był inny.
***
Szłam
ulicami Iacon mijając zniszczone budynki i żołnierzy wyruszających na jakąś
misje. Walczymy, ale ja dobrze wiem, że przyszłość naszej planety leży w
gruzach. Powoli zaczęliśmy ją opuszczać. Ja mam jednak zamiar zostać do końca.
Po kilku
minicyklach zobaczyłam jeden z większych budynków Cybertronu. Była to siedziba
Prime’a. Budynek był dość dobrze zachowany, choć po ostatnim ataku Megatrona
byliśmy zmuszeni przeprowadzić naprawy. Przy drzwiach stało dwóch strażników.
Wyprostowani i przesadnie poważni zatrzymali mnie.
-Chcę się
spotkać z Optimusem.
-Niestety,
ale mam rozkaz wpuszczać boty jedynie wysoko postawione – wysoko postawione?
Optimus, to nie w twoim stylu.
-Słuchajcie.
Mamy dwie opcje. Jedna jest taka, że wpuszczacie mnie ja udam, że się włamałam
i nikt nawet nie zauważy, że weszłam. Druga natomiast, że znokautuję was i tak
czy inaczej wejdę do środka – strażnicy wymienili spojrzenia i po chwili
otworzyli mi drzwi – Dziękuję – udałam uśmiech i weszłam do środka.
Szłam do
długim korytarzem, aż do kolejnych wrót. Otworzyły się gdy tylko do nich
podeszłam. Od razu ujrzałam wielkiego bota o czerwono – niebieskiej zbroi. Stał
do mnie tyłem i nawet nie usłyszał jak weszłam. Zawsze miał dobry słuch. Musi
być zamyślony. Po cichu podeszłam bliżej.
-Ojcze –
wydusiłam z siebie po kilku sekundach. Optimus powoli odwrócił się i po chwili
ujrzałam jego niebieskie oczy.
-Blackstar.
Miałem nadzieję, że cię tu spotkam – przewróciłam oczami – Tęskniłem za tobą.
-Bez
wzajemności – podeszłam do ojca i stanęłam z nim twarzą w twarz – Widzę, że
przestałeś się ukrywać.
-Nie miałem
wyboru. Jestem ostatni.
-No tak. Nie
miałeś wyboru. Po tylu latach nadal używasz tej samej wymówki – Optimus spuścił
wzrok – To samo powiedziałeś, kiedy wyjechałeś po zaginięciu mamy. Nie miałeś
wyboru. Zostawiłeś mnie samą.
-Byłaś z…
-Nawet nie
wymawiaj jego imienia! – zacisnęłam pięści. Nie lubiłam jak o nim wspominał –
Był twoim najlepszym przyjacielem i zobacz kim się stał. Nie mów mi więc, że
nie miałeś wyboru. Teraz jak i wtedy. Ja już nie kupuję tej śpiewki –
odwróciłam się od ojca i zaczęłam iść w stronę drzwi – Wiedz, że moi
przyjaciele nie znają mojej przeszłości i nie chcę, żeby to się zmieniło. Tak
więc pamiętaj, nie znamy się – Optimus pokiwał twierdząco głową, a ja opuściłam
pomieszczenie.
***
Dzień
później dostałam nową misję. Mieliśmy zatrzymać wojska Decepticonów pędzące w
stronę Iacon. Znów chcą zdobyć miasto, ale tym razem im na to nie pozwolimy. Na
razie są daleko, więc mamy element zaskoczenia. Miałam nadzieję, że tym razem
będę walczyć z Bumblebee, ale on dostał inną misję. Ma zaatakować Kaon, stolicę
deceptów. Wyruszamy w tym samym czasie.
***
Stałam razem
z Bee przed naszymi statkami i czekałam na wylot. Bumblebee był w swoim
żywiole. Po ostatnich wydarzeniach, energia go rozpierała.
-Uważaj na
siebie Bee – powiedziałam na pożegnanie – Kaon to nie przelewki.
-Wiem, już
tam byłem. Ty też uważaj. Możecie się spotkać z conami na Czerwonym Pustkowiu.
Wiesz, jak grunt jest tam niestabilny.
-Oczywiście,
że wiem. W przeciwieństwie do ciebie uważałam na zajęciach – uśmiechnęliśmy się
do siebie, a po chwili przytuliłam bota – Znam cię zbyt długo by podejrzewać,
że nie podołasz, ale mam złe przeczucia.
-Star, nie
martw się. Dam radę. Jak zawsze. Wrócę cały i zdrowy – Bee pocałował mnie w
policzek. Bałam się o niego i miałam przeczucie, że stanie się coś złego.
-Jesteś mi
bliższy niż jakakolwiek rodzina.
-O której
zawsze niewiele mi mówiłaś – zaśmiałam się cicho, po czym wypuściłam Bee z
objęć – Tylko wróć.
-Wrócę – bot
uśmiechnął się po raz ostatni i chwilę później wszedł na czekający statek. I ja
weszłam do mojego transportu.
Wystartowaliśmy.
Większość botów rozmawiała ze sobą o nadchodzącej bitwie. Kilkoro jedynie stało
w milczeniu. Kątem oka udało mi się dostrzec średniej wielkości bota, o biało -
czarnej zbroi z niebieskimi wstawkami, który posiadał również niebieskie gogle.
Po cichu podeszłam do Autobota i tyrpnęłam go w ramię. Ten odwrócił się i na
mój widok uśmiechnął się.
-Blackstar!
Kopę lat. Gdzieś ty była?
-Cały czas w
Iacon Jazz. Pytanie brzmi, gdzie ty się podziewałeś?
-Ach, wiesz
jak to ze mną jest. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu. Wędrowny bot ze mnie –
zaśmiałam się
-W Iacon
byłoby ci dobrze. Tu ciągle coś się dzieje. Rozważ zostanie tu na stałe.
-Rozważę –
uśmiechnęliśmy się i przez resztę drogi opowiadaliśmy o naszych wojennych
bitwach.
***
Dotarliśmy
na miejsce. Jak na złość musieliśmy napotkać cony akurat na Czerwonym
Pustkowiu. Pod nami armia deceptów poruszała się ciągnąc za sobą ich sławne
czołgi. Nie będzie łatwo. Zaczęliśmy się szykować do skoku. Kiedy dostaliśmy
pozwolenie, a drzwi się otworzyły, wyskoczyliśmy.
Decepticony
się nas nie spodziewały. Z łatwością załatwiliśmy pierwszą falę. Niestety potem
do akcji wkroczyły czołgi. Większość botów się nimi zajęła, ale ja i kilka
innych dalej strzelaliśmy w cony. Niespodziewanie z powietrza nadleciał srebrny
con z czerwonymi wstawkami. To był Starscream, komandor Decepticonów. Bez trudu
trafiał naszych żołnierzy. Musiałam coś na to zaradzić. Kiedy Scream wylądował
i przybrał formę robota, ruszyłam w jego stronę. Biegłam, strzelając przy tym w
cony, które stały mi na drodze. Po chwili dołączył do mnie Jazz i puścił mi
oczko. Widocznie oboje wpadliśmy na ten sam pomysł.
Dotarliśmy
do Starscream, a kiedy ten zorientował się, że nie ma z nami szans odpalił
swoje rakiety i uciekł.
-Wracaj
tchórzu! – wykrzyknęłam robiąc przy tym unik od rakiety – Jeszcze z tobą nie
skończyłam! – Chciałam ruszyć z Screamem, ale Jazz mnie zatrzymał.
-Blackstar,
ziemia! – nim zdążyłam zorientować się, co się dzieje, Jaz załapał mnie za rękę
i pociągnął za sobą.
W porę
zrozumiałam, że rakiety Starscreama osłabiły grunt, który teraz się zawala.
Biegliśmy jak najszybciej. Niespodziewanie tuż przed nami ziemia się rozstąpiła.
Musieliśmy skoczyć. Jazzowi się udało, kiedy już miałam oddać skok, szczelina
się powiększyła. Nie mogłam czekać. Szybko zrobiłam rozbieg i skoczyłam. Jazz
wystawił rękę żeby mnie złapać, ale nie udało mu się. Nasze ręce minęły się i
zaczęłam spadać w otchłań.
-Blackstar!
– zawołał bot, ale dobrze wiedziałam, że nie może mi pomóc.
Spadałam, a
śmierć była coraz bliżej. Niespodziewanie bardzo mocno uderzyłam plecami o
ziemię. Powoli wstałam i zobaczyłam, że wylądowałam na małej wypustce w
ścianie. Opierałam się o ścianę i starałam się wymyśleć sposób na wyjście.
Niestety chwilę potem poczułam jak ściana, o którą się opierałam, zaczyna się
kruszyć, a ja przewracam się i spadam w dół. Po raz kolejny mam przeczucie, że
zaraz nastąpi koniec. Po chwili ponownie uderzyłam o ziemię, ale dużo mocniej.
Poczułam wielki ból głowy. Wszystko zaczęło robić się czarne, aż w końcu
straciłam przytomność.