sobota, 26 września 2015

Rozdział XVII - Wyznanie


Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu

Antoine de Saint-Exupéry

Siedziałam. Cóż mogłam zrobić? Siedziałam i przyglądałam się mu. Miał zamknięte oczy, nie wydawał żadnych dźwięków. Wydawał się martwy. Nie był, był żywy, wiem o tym. Nigdy jednak nie widziałam go w takim stanie. Ratchet mówi, że jest stabilny, ale tak nie wygląda. Starscream poważnie go zranił. Bardziej niż myśleliśmy na początku. Jego szpony przecięły drugą warstwę ochronną iskry, a to niedobrze. Kilka minicykli dłużej i byłoby po nim. Nie! Nie myśl o tym Blackstar! Skup się na przywróceniu go do zdrowia.

Wstałam z krzesła i podeszłam bliżej niego. Niepewnie złapałam jego dłoń. Nic. Nadal się nie ruszał. Chciało mi się płakać, ale powstrzymywałam się. Musiałam być twarda.

-Leżysz tu…nie ruszasz się. Kiedy się obudzisz, Bee? Potrzebujemy cię, ja cię potrzebuję! – głos zaczął mi drżeć. Przygryzłam wargę – Nie możesz mnie znowu zostawić… Nie pozwolę ci na to. Rozumiesz? Nie dam ci zginąć – zacisnęłam dłoń mocniej, jakby to miało mu pomóc – Śniłeś mi się wiele razy, wiesz? Myślałam, że to przez to, że nie wróciłam. Byłam pewna, że los chciał zganić mnie za to. Teraz znam prawdę. A prawda jest taka, że…cię…kocham…Bee – nie wytrzymałam. Nerwy mi puściły, a razem z nimi wypłynęły łzy. Nie puszczałam jego ręki. Drugą dłonią zaczęłam wycierać łzy, ale było ich zbyt wiele. W końcu wypuściłam jego rękę i nią także wycierałam łzy. Ostatecznie zasłoniłam twarz dłońmi, cofnęłam się o kilka kroków aż nie poczułam ściany i skuliłam się, czekając aż ból minie. Czekałam… Czekałam bardzo długo… Ale ból nie mijał…

***

Znów byłam na sali treningowej. Miko załatwiła mi wielki metalowy słup, w który mogłam uderzać. Wyładowywałam w ten sposób nerwy. Często spotykałam się tu z Arcee. Robiłyśmy sobie sparing, rozmawiałyśmy, szłyśmy do Bee. Ona odchodziła, ja zostawałam. I tak w kółko. Dowiedziałam się, że Starscream zabił drugiego jej partnera, Cliffjumpera. Dlatego też kolejka do zabicia Screem’a się przedłuża. Jestem skłonna dać Cee wyrwać mu iskrę, ale przed tym ja dam mu lekcję manier. Taką, na jaką zasługuje.

Walnęłam w słup po raz kolejny, aż ręce nie zaczęły mnie boleć. Zaczęłam je rozmasowywać, a w między czasie usiadłam na ziemi. Niespodziewanie na sali pojawił się Prowl. Bot szedł w moją stronę z uśmiechem.

-Scream nie chce gadać, więc pomyślałem, że ty mogłabyś go przesłuchać.

-W swoim czasie. Scream będzie bał się mówić. Nie wyda planów Drifta, póki tego dzieli od niego jedynie ściana.

-Możliwe, że masz rację. W takim razie przesłuchamy go na Cybertronie. Kiedy tam lecimy?

-Kiedy Bee się obudzi. Ratchet nie chce ryzykować, że jego stan się pogorszy – wstałam z ziemi i podeszłam do bota – Mam nadzieję, że się nie nudzisz?

-Nie, coś ty. Urywam sobie bardzo miłe pogawędki z naszymi więźniami – zaśmiałam się.

-Z pewnością – Prowl złapał mnie za rękę.

-Wiem, że ci teraz ciężko, ale pamiętaj, jestem z tobą.

-Prowl, byłeś ze mną w chwilach rozpaczy. Zawsze mogłam na ciebie liczyć – bot uśmiechnął się, a potem zbliżył do mnie.

Niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie, a potem pocałował. Próbowałam się wyrwać, ale był bardzo silny. Tego jednak było za wiele. Przywaliłam botowi w twarz z pięści i wtedy mnie puścił. Cofnął się o kilka kroków i zaczął rozmasowywać policzek

–Nigdy więcej nie wasz się tego zrobić. Zrozumiano? – powiedziałam wrogim tonem, ale Prolw nie odpowiedział. Już miałam zacząć iść w stronę drzwi, ale bot się odezwał.

-Kochasz go, tak? Inaczej byś nie protestowała – nie odpowiedziałam i zaczęłam iść w stronę drzwi. Wtedy się zorientowałam, że całej sytuacji przygląda się Arcee. Minęłam ją bez słowa, a zanim wyszłam usłyszałam słowa fembotki do bota.

-Masz szczęście, że nie było tu Bumblebee. Wtedy dostałbyś podwójnie – uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszłam. Byłam wściekła na Prowla i chciałam się na nim wyżyć. To jednak jeden z nas i już dość mocno oberwał. Jest jednak ktoś, kto zasługuje na porządne lanie.

Szybkim tempem doszłam do więzienia. Minęłam celę Drifta i weszłam do Starscreem’a. Con stał pod ścianą. Oprócz starych blizn, miał też kilka nowych oraz wiele wgnieceń na całym ciele. W dodatku miał urwane lewe skrzydło.

-Jeżeli przyszłaś tu by mnie przesłuchać Blackstar, to od razu przekaże ci wiadomość, że będę milczał – spojrzałam na niego ze złością – Drift opowiadał mi o tobie historie, wiesz? Powiedział mi, jak cię torturował, a ty błagałaś o litość! Byłaś wtedy taka bezradna! – tego było za wiele. Złapałam cona za rękę i przerzuciłam go przez ramię. Upadł na ziemię, ale ja nie zatrzymywałam się. Zaczęłam okładać go pięściami po twarzy, a potem kopnęłam go w bok, aż uderzył o ścianę – Chcesz wiedzieć o bezradności? – wyciągnęłam katanę i pokazałam ją Screem’owi – Pozwól, że cię nauczę – Zaczęłam iść w stronę decepta. Podniosłam go i przystawiłam do ściany, a następnie przysunęłam mu katanę do gardła.

-Myślisz, że mnie tym nastraszysz? Przeżyłem już wszystko. Męczarnie Megatrona, nędzę bez frakcyjności, tortury Predaconów. Twój mały mieczyk nie robi na mnie wrażenia. Poza tym, oboje wiemy, że mnie nie zabijesz. Powiedz, jak tam nasz Bumblebee? Gdyby nie wasz kolega, wykończyłbym go jak Cliffjumpera – z nerwów uderzyłam go podniosłam w górę i przystawiłam katanę do iskry.

-Zamknij się! Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że wyrwę ci iskrę! Słyszysz mnie?! Wyrwę ci ją! – Scream zaśmiał się.

-Gdybym mógł cofnąć czas…zrobiłbym to ponownie – con uśmiechnął się, a ja nie wytrzymałam. Zrobiłam zamach kataną i już miałam zgasić jego iskrę, kiedy ktoś złapała mnie za rękę. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Wheiljacka.

-Nie warto Blackstar. Jeśli go zabijesz, odpowiesz przed Magnusem, a on cię wygna. Zapytaj więc sama siebie, czy naprawdę tego chcesz? – odwróciłam wzrok, a po chwili opuściłam Starscream’a. Jackie wypuścił moją rękę i schowałam katanę.

-Wybacz Wheiljack. Poniosło mnie.

-Każdemu się zdarza – Jackie złapał mnie za rękę i pociągnął na zewnątrz. Zaczęliśmy iść w stronę głównego pomieszczenia.

-Powiedz, skąd wiedziałeś, że tu będę.

-Arcee mówiła, że wyszłaś z sali treningowej ostro wkurzona i pomyślałem, że będziesz chciała się wyżyć – zaśmiałam się.

-Spotkałam cię zaledwie kilka megacykli temu, a już nasz mnie lepiej niż wiele bliskich mi botów.

-Szybko poznaję inne boty. Mam do nich różne przeczucia, które czasem się sprawdzają – uśmiechnęliśmy się do siebie i resztę drogi przeszliśmy w ciszy.

***

Kolejnych pięć megacykli spędziliśmy w bazie. Stan Bumblebee się nie poprawiał i nie wiedzieliśmy, czy wracać na Cybertron czy wezwać więcej medyków. Ratchet twierdził, że przenosić Bee w takim stanie jest bardzo niebezpiecznie, więc na razie czekamy. Kontaktowaliśmy się też z Ultra Magnusem, który pozwolił nam zostać na Ziemi jeszcze trzy megacykle. Potem musimy wracać. Nie wiem skąd u niego ten pośpiech. Może woli mnie mieć na oku.

Kiedy mijam się z Prowlem bot nawet na mnie nie patrzy. Nadal ma mi za złe ten niespodziewany atak. Nie żałuję go jednak. Przesadził. Ostatnio wpadliśmy na siebie, dosłownie. Prowl przewrócił mnie i nawet nie pomógł mi wstać. Jest obrażony na całego.

***

Minęły kolejne dwa megacykle. Został nam ostatni dzień pobytu na Ziemi, a Bee nadal nie wstawał. Boję się o niego, ale jestem dobrej myśli. Wiem, że w końcu się obudzi.   

Siedziałam razem z Arcee na sali treningowej. Właśnie skończyłyśmy sparing i odpoczywałyśmy.

-Powiedz szczerze, nie tęsknisz za Ligą?

-Szczerze? Nie. Tęsknię za moim mistrzem. Za Shadow. On był dla mnie jak ojciec, a ja dla niego jak córka.

-A co z twoim prawdziwym ojcem? – tego pytania obawiałam się najbardziej.

-Nie można o nim powiedzieć, że był tatą roku – zaśmiałam się – Rzadko kiedy bywał w domu, zwykle pracował. Jak byłam bardzo mała, nie było tak źle. Potem jednak, moja mama zniknęła bez śladu, a tata zamknął się w sobie. Nie rozmawialiśmy ze sobą, nawet razem nie przebywaliśmy. Byłam strasznie samotna, a potem…poznałam Bumblebee. On przewrócił moje życie do góry nogami. Zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Byliśmy nierozłączni.

-Aż nie nadeszła wojna.

-I nie „zginęłam”.

-Intryguje mnie jedno. Kochałaś go i nie wróciłaś? – spuściłam wzrok.

-Skąd wiesz, że ja…

-To widać Blackstar. On nie jest dla ciebie tylko przyjacielem, a ty dla niego tylko przyjaciółką. To coś więcej – westchnęłam.

-Nie wróciłam, bo myślałam, że tak będzie lepiej. Poza tym, byłam pewna, że jestem dla niego jak siostra, nikt więcej – Cee złapała mnie za rękę.

-Popełniłaś błąd, ale teraz musisz go naprawić. Powiedz mu, co czujesz – pokiwałam twierdząco głową.

-Powiem.

-Arcee, Blackstar! – usłyszałyśmy głos Bulkhead’a. Już po chwili bot wyłonił się zza rogu – Musicie szybko iść do Bumblebee – nie czekając na Bulka pobiegłyśmy prosto do skrzydła szpitalnego.

Kiedy dotarłyśmy na miejsce, czekała na nas miła niespodzianka. Bee się obudził. Ratchet właśnie go badał. Nie chciałam czekać. Weszłam do środka i choć medyk chciał mnie zatrzymać podeszłam do Bumblebee. Siedział z otwartymi i śmiejącymi się oczami. Skrycie miałam nadzieję, że to na mój widok. Nie mogłam się powstrzymać. Przytuliłam bota delikatnie, uważając na jego rany.

-Tak się bałam, że cię stracę.

-Ale nie straciłaś. Jestem tu, cały i zdrowy – wypuściłam Bee z objęć, ale on złapał mnie za rękę – Ostatnią osobą, o jakiej pomyślałem zanim straciłem przytomność, byłaś ty, Blackstar. Kiedy się obudziłem miałem nadzieję, że zobaczę cię nad sobą, a ty jak na zawołanie się pojawiłaś – Po tych słowach nie mogłam czekać.

-Bee. Uświadomiłam coś sobie. Potrzebuję cię, ufam ci, podziwiam cię, chcę cię. I możesz się mylić wiele razy i możemy walczyć i się wściekać na siebie, ale nic, nic na tym świecie nie zmieni faktu, że cię kocham - Bumblebee zamrugał kilka krotnie oczami. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Nic nie mówiliśmy. Przyglądaliśmy się sobie. Wtedy Bee pociągnął mnie do siebie, złapał za brodę i złożył na moich ustach pocałunek. Chwyciłam się za jego szyję i nie przerywając pocałunku wtulałam się w niego. Czułam się jak w niebie. Nigdy nie byłam szczęśliwsza. Miałam nadzieję, że Bumblebee czuł dokładnie to samo.

-Wiesz, – powiedział po skończeniu pocałunku – że kiedy byłem nieprzytomny, słyszałem każde słowo, które do mnie powiedziałaś – Bee uśmiechnął się, a ja zaczęłam się śmiać na cały głos. Wtedy bot uciszył mnie kolejnym pocałunkiem. Czekałam, aż ta chwila rozkoszy minie. Czekałam…czekałam. Ale ona nie mijała…

niedziela, 20 września 2015

Rozdział XVI - Twarzą w twarz


...życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.

Éric-Emmanuel Schmitt

Czułam się już wiele lepiej. Rana goi się dobrze i mogę wrócić na pole walki, ale muszę na siebie uważać. Dlatego też nadszedł czas by porozmawiać z resztą drużyny o tajemniczym wspólniku Drifta.

-Drift nic nie powiedział? – zaczęła Arcee, kiedy tylko się zebraliśmy.

-Nic, a nic – odpowiedział Bee – Milczy jak grób.

-Mamy teraz inny problem – szybko przeszłam do sedna – Prowl mówi, że Drift miał się z kimś spotkać na Ziemi, z jakimś ważnym botem.

-Podobno mają jakiś wielki plan – dodał Prowl.

-Więc teraz trzeba znaleźć tego nieznanego wspólnika – zakończył Bulk.

-Może ja tym razem przesłucham więźnia? – zaproponowałam – Znam go, wiem jakie ma słabe punkty.

-Dobrze Blackstar – zgodził się Bumblebee – Ale uważaj na siebie.

-Jak zawsze.

Zaczęłam iść w stronę celi, gdzie został przeniesiony Drift. Długi korytarz prowadził do najlepiej strzeżonego miejsca w bazie, więzienia. Ludzie trzymają tam cony, które przylatują na Ziemię, a później wysyłają je nam. Nie zdarza się to często, ale zdarza. Drift został umieszczony w pierwszej celi. Nie był skuty, ale pozbawiony możliwości użycia broni. Weszłam do środka i stanęłam mu naprzeciw.

-Widzę, że już ci lepiej Blackstar – odezwał się zdrajca – Niech zgadnę, przyszłaś tu dowiedzieć się, kim jest mój wspólnik?

-Zgadza się – con zaśmiał się.

-Tak też sądziłem. Wiem, że i tak w końcu byś się tego dowiedziała, więc nie będę się z tobą bawić w podchody. To Starscream. Znajdziesz go w Hong Kongu. Czeka tam na mnie.

-Takiej odpowiedzi oczekiwałam – wyszłam z celi – Za niedługo będziesz miał sąsiada – uśmiechnęłam się wrednie i wróciłam do reszty drużyny.

Powiedziałam im wszystko co wiem i niedługo potem zaczęliśmy się zbierać. Staliśmy już przed mostem kosmicznym kiedy Bee wziął mnie na słówko.

-Co jest Bee?

-Nie pozwalam ci jechać.

-Co? Dlaczego? Ratchet przecież…

-Wiem, ale dla twojego bezpieczeństwa musisz pozostać w bazie. Prowl zadeklarował się wyruszyć z nami. Ty zostań i odpocznij jeszcze – nie chciałam kłócić się z Bee, więc ostatecznie zgodziłam się.

-Niech ci będzie. Ale Bee, uważaj na siebie.

-Jak zawsze – po tych słowach bot dołączył do drużyny i wszyscy wjechali do mostu. Po chwil zniknęli w głębi portalu.

 

Oczami Bumblebee

Znaleźliśmy się w Hong Kongu. Musieliśmy zachować formę pojazdów, by nie wzbudzać podejrzeń. Prowl przybrał formę Mustanga 2015. Zaraz po przyjeździe wykryliśmy sygnaturę Decepticona i wyruszyliśmy w jego kierunku. Mieliśmy szczęście, bo ulice w Hong Kongu były pełne ludzi, a sygnał dochodził z opuszczonej fabryki. Miko i Jack zajęli pozycje snajperskie, wspinając się na dach budynku. My transformowaliśmy się i po cichu weszliśmy do środka. Fabryka była wielka i miała wysokie ściany, więc spokojnie się w niej mieściliśmy. W środku były jedynie jakieś skrzynie, a w jej centrum stał skrzydlaty, szaro – czerwony con z wieloma bliznami. Starscream.

-Wiedziałem, że Drift zwykle się spóźnia, ale to już przesada! Durny Decepticon! Pewnie nie wie jak się tu dostać! Gdybym był Megaronem, od razu bym go zabił. - mieliśmy element zaskoczenia, mogliśmy go zdjąć, ale miałem pewien pomysł.

-Miko, Jack – odezwałem się przez komunikator do dzieciaków – Spróbuję się dowiedzieć czegoś od Starscream’a. Bądźcie gotowi go powalić.

-Jasne – odezwała się dziewczyna, a ja wyszedłem na wprost cona.

-Cześć Scream, kopę lat.

-Bumblebee! – powiedział ze zdenerwowaniem.

-Dziwię się, że jeszcze żyjesz. Słyszałem, że Predacony nieźle cię załatwiły.

-Te bezmózgie bestie nie zdołały mnie zabić. Przetrwałem ich tortury, a potem uciekłem i dostałem się na Ziemię.

-I z tego co słyszałem teraz czekasz na Drifta? - Starscream puścił mi wrogie spojrzenie – Co wy planujecie Scream?

-Nie pójdzie ci tak łatwo zwiadowco. Wiedz tylko, że kiedy osiągniemy nasz cel, wszyscy twoi bracia i siostry zginą, a ja osobiście wyrwę ci iskrę!

-To się okaże. Miko, Jack, teraz! – obok mnie, po obu stronach przeleciały pociski, które trafiły cona w skrzydła dziurawiąc je – Nie uciekniesz stąd Starscream.

-Jeszcze zobaczymy – nim zdążyłem się zorientować co się stało, dwadzieścia Decepticońskich trooperów wleciało przez dach. Wszyscy zebrali się do walki, a ja ruszyłem na Scream’a. Decept jak zwykle wypuścił rakietę, ale z łatwością nad nią przeskoczyłem i walnąłem go pięścią w twarz.

-To za Cliffjumpera! – kopnąłem go w podbródek, później złapałem za skrzydła i rzuciłem nim o ścianę. Odbił się od niej i upadł na ziemię. Zanim zdążył się pozbierać kopnąłem go w brzuch, a następnie podniosłem i przyłożyłem mu blaster do iskry – Mówiłeś coś o wyrywaniu iskry? – Starscream patrzył się na mnie z przerażeniem, a ja nie spuszczałem wzroku z jego oczu. Niespodziewanie poczułem okropne ukłucie w piersi. Nie mogłem złapać oddechu, a nawet ustać na nogach. Scream uśmiechnął się wrednie. Spojrzałem w dół i ujrzałem, że w klatce piersiowej mam dziury po szponach Starscream’a. Wypływał z nich energon, najprawdopodobniej z iskry.

-Mówiłem, że wyrwę ci iskrę i nie kłamałem – cofnąłem się o kilka kroków próbując złapać równowagę. Wtedy Scream wbił swoje szpony w mój brzuch. Upadłem. Przypomniał mi się widok Arcee, która była gotowa go zabić, po tym jak dowiedziała się, że to on zabił Cliffjumpera. Była ranna, ale dała sobie z nim radę. Ja nie – To za Megatrona! – decept już miał zadać ostateczny cios, kiedy ktoś trafił go prosto w plecy. Starscream upadł, a moim oczom ukazał się Prowl. Szybko skuł Scream’a, potem podbiegł do mnie i próbowałam zatamować wyciek.

-Musisz z tego wyjść Bumblebee. Musisz. Arcee! Potrzebny nam most! – po chwili moim oczom ukazał się portal. Prowl i Bulkhead podnieśli mnie, a Wheiljack ciągnął za sobą więźnia. Następnie wszyscy weszliśmy do mostu.

 

Oczami Blackstar

Kiedy most się zamknął  i zostałam sama, postanowiłam porozmawiać jeszcze z Driftem. Poszłam do jego celi i zaczęłam rozmowę jakby nigdy nic.

-To jak ci było w szeregach Decepticonów? Lepiej niż  Lidze?

-Owszem. Byłem jednym z najlepszych wojowników Megatrona, jego najlepszym zabójcom. Traktował mnie jak syna – zaśmiałam się.

-Pewnie inne cony to wnerwiało. W końcu tobie nie podobał się fakt, że Shadow traktował mnie inaczej.

-Owszem, byli zazdrośni. Najbardziej Starscream. On był komandorem, ale Meagtron zawsze uważał go za idiotę. Po prostu był bezwzględny i potrafił udawać, to cenił sobie Lord. 

-Dziwię się, że właśnie z nim współpracujesz. Scream jest bardzo denerwujący – Drift westchnął.

-Masz rację, ale jak już mówiłem, on jest bezwzględny, a takiego kompana potrzebowałem.

-Do czego? – spróbowałam coś od niego wyciągnąć.

-Nie jestem idiotom Blackstar. Nic więcej ci nie powiem. Mogę ci jednak zdradzić pewną, możliwie istotną dla ciebie informację o Starscream’ie.

-Słucham.

-Kiedy z nim rozmawiałem, ciągle wspominał o zemście na zabójcy Magatrona. Ciągle mówił o zemście na Bumblebee – nie ciągnęłam już tej rozmowy. Szybko wybiegłam z celi i wróciłam do głównego pomieszczenia. W tym samym momencie otworzył się most, a do środka weszli Bulkhead i Prowl, trzymając przy tym rannego Bumblebee.

-Zanieście go na salę operacyjną! – krzyknął Ratchet, a ja chciałam krzyczeć, przeklinać sama siebie, że nie poszłam razem z nim. Znów spojrzałam na most. Wheiljack ciągnął za sobą Starscream’a, a Arcee, Miko i Jack szli za nimi. Jackie zaniósł cona do celi, a my poszliśmy w stronę sali operacyjnej, gdzie leżał Bee.

Bulkhead i Prowl czekali na zewnątrz, a Ratchet już operował.

-Co mu się stało?! – zapytałam drżącym głosem.

-Starscrem – odpowiedział Prowl – ranił go w klatkę piersiową, a potem w brzuch – zacisnęłam pięść, a do nas dołączył Jackie.

Podeszłam bliżej szyby oddzielającej nas od siebie i położyłam na niej ręce, mając nadzieję, że zdołam go dotknąć. Nie wytrzymałam i po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Upadłam na kolana. Prowl kucnął obok mnie i przytulił.

-Będzie dobrze, obiecuję.

-Nie możesz tego wiedzieć.

-Blackstar – usłyszałam głos Arcce. Odwróciłam głowę w jej stronę. Ona również była bliska płaczu. Podeszła do mnie i pomogła mi się podnieść – On też jest mi bliski, jest jak rodzina. Starscream zapłaci za to co zrobił. Za wszystkie boty, które zranił – słowa Cee bardzo mi pomogły. Poczułam, że mam przyjaciółkę. Przytuliłam fembotkę, a ona co najdziwniejsze mnie nie odtrąciła – Przepraszam cię. Uważałam cię za bez sercową zabójczynię, a nie zobaczyłam tego, co kryje się w środku.

-Ja też cię przepraszam. Miałaś rację, powinnam ci powiedzieć o powrocie Airachnid. Gdybym to zrobiła, Smoke pewnie nie leżał by w szpitalu.

-Nie, postąpiłaś dobrze. Wykonałaś rozkaz. Poza tym, pewnie puściłyby mi nerwy – Arcee zaśmiała się, a ja udałam uśmiech – Kiedy Scream się ocknie, będzie żałował, że nie zginął z rąk Predaconów. Teraz chodź, odpocznijmy.

Niechętnie zostawiałam Bee, ale musiałam jakoś odreagować. Obie weszłyśmy do sali treningowej, gdzie zrobiłyśmy sobie mały sparing. W ten sposób rozładowałyśmy emocję. Przysięgam jednak, że kiedy życie Starscream’a będzie w moich rękach, nie oszczędzę go.

sobota, 12 września 2015

Rozdział XV - Blizny wojenne


Wybaczyć jest łatwo. Zaufać? Trochę trudniej.

Wszędzie leżały połamane drzewa, rozkopana ziemia, a na niej ślady wielkich stóp Cybertronian. Czym dalej szliśmy, tym zniszczenia były większe. Musimy szybko znaleźć te boty, zanim doszczętnie zniszczą to miejsce.

-Powinniśmy się rozdzielić – zasugerowałam – Tak szybciej ich znajdziemy.

-Zgadzam się – powiedział Bee – Bulkhead, Wheiljack i Miko pójdą na północ, Arcee i Jack na wschód, a ja i Blackstar…

-Pójdę sama Bee. Tak będzie szybciej.

-Skoro tego chcesz. Pójdę z Arcee i Jackiem na wchód, a ty na zachód – kiwnęłam głową i pobiegłam w moją stronę. Nie chciałam na razie rozmawiać z Bee. On by mnie rozpraszał. Poza tym, wolę działaś sama.

***

Po kilkunastu minicyklach wędrówki przez zgliszcza, usłyszałam odgłosy walki. Szybko podbiegłam w ich stronę i ujrzałam dwa walczące boty, które niegdyś bardzo dobrze znałam. Prowl i Drift. Jak zawsze ze sobą rywalizują. Drift powalił Prowla na ziemię, więc musiałam zareagować. Włączyłam kamuflaż i po cichu podeszłam do bota. Zaszłam go od tyłu i kiedy miał przebić iskrę Prowla kataną, przyłożyłam mu shuriken do gardła, a następnie wyłączyłam kamuflaż.

-Zostaw go w spokoju Drift i poddaj się – bot wypuścił katanę z rąk i podniósł je w górę .

-Blackstar, no proszę. Dawno się nie widzieliśmy.

-Miałam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Zapłacisz mi za twoją zemstę.

-To się okaże – po tych słowach Drift kopnął mnie w kolano i zmusił do uwolnienia go. Potem zadał cios pięścią w mój brzuch, a dokładnie w starą ranę po torturach.  

Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś może się ona odezwać. Teraz znów czułam niesłychany ból, który zmusił mnie do uklęknięcia. Drift chciał mnie wykończyć, ale w chwili kiedy miał to zrobił zaatakował go Prowl. Nie mogłam się ruszyć, więc postanowiłam wezwać pomoc.

-Tu Blackstar. Znalazłam boty. Proszę o pomoc.

-Już lecimy – odezwał się Wheiljack – Nic ci nie jest?

-Jest dobrze. Tylko uważajcie, to wyszkoleni zabójcy z Ligii Cienia. Drift jest nieobliczalny.

-Zaraz będziemy Blackstar – usłyszałam głos Bumblebee – spróbuj ich jakoś zatrzymać.

-Postaram się.

Powoli się podniosłam i wyciągnęłam łuk. Uruchomiłam kołczan i wyciągnęłam z niego strzałę. Naciągnęłam cięciwę i posłałam ją Driftowi prosto w rękę, w której trzymał katanę. Strzała trafiła idealnie, a Decepticon upuścił ostrze. Wtedy Prowl uderzył go w twarz, a Dift upadł. Nie podniósł się, stracił przytomność. Następnie Prowl podszedł do mnie i pomógł usiąść na konarze drzewa.

-Jesteś cała?

-Tak, to tylko stara rana. Nic mi nie jest – złapałam się za ranę, która nadal strasznie mnie bolała. Starałam się jednak tego nie pokazywać. Wtedy z lasu nadbiegli Jackie, Bulk i Miko – Nie atakujcie. To jest Prowl, mój stary przyjaciel.

-A rozumiem, że nieprzytomny to Drift? – zapytała retorycznie Miko, a ja uśmiechnęłam się lekko.

Bulkhead podszedł do cona, by go skuć, kiedy niespodziewanie Dift ocknął się i uderzył go w twarz. Szybko poniósł się i przybrał pozycję do walki. Bulk już miał mu oddać, ale decept złapał jego rękę i przerzucił go przez ramię. Do akcji wkroczył Wheiljack, ale i jego znokautował. W końcu Prowl ruszył do ataku. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Miko. W końcu zauważyłam ją kryjącą się na drzewie. W rękach trzymała pistolet wycelowany w Drifta. Czekała tylko na odpowiedni moment. Ten nastał, kiedy con powalił Prowla. Dziewczyna wystrzeliła, a kula trafiła idealnie w klatkę piersiową, najprawdopodobniej przebijając iskrę. Drift zrobił głęboki wdech, po czym złapał się za ranę, a jego nogi ugięły się pod nim. Miko wystrzeliła kolejny pocisk, który tym razem trafił Decepticona w gardło. Dziewczyna zeskoczyła z drzewa i podeszła do cona.

-Masz najwyżej dziesięć minut, zanim twoja iskra zgaśnie. Już zaczął wypływać z niej energon, więc krwotok wewnętrzny masz gwarantowany. Do tego za trzy minuty stracisz przytomność, a za pięć przestaniesz samodzielnie oddychać. Bez pomocy medyka nie przeżyjesz, dlatego radzę ci, poddaj się – Drift już całkiem położył się na ziemi i starał oddychać. Chwilę później dotarli do nas Bumblebee, Arcee i Jack. Widok leżącego na ziemi cona nieco ich zdziwił – Bee, czy byłbyś tak dobry i skuł Drifta? Jeżeli ma przeżyć, potrzebuje natychmiastowej pomocy Ratcheta.

-Nie ma sprawy – Bumblebee podszedł do decepta, który ani myślał sprzeciwiać się przy zakładaniu kajdan.

Nim most kosmiczny został otwarty, Wheiljack, Bulkhead i Prowl zdążyli się wybudzić. Wszyscy z niedowierzaniem przyglądali się Miko, która była z siebie bardzo zadowolona.

-Jak ty go pokonałaś Miko? – zapytał Bulk.

-Po odpowiednim treningu i kilku lekcjach anatomii z Ratchetem to pryszcz. Wystarczy trafić dokładnie w pierwszą osłonkę iskry, żeby zaczął z niej wypływać energon. Już po chwili ofiara zaczyna mieć problemy z funkcjonowaniem.

-Jednym słowem to była popisówka Miko – skrócił wyjaśnienia dziewczyny Jack.

Kiedy już Bee i Bulk wnieśli Drifta do bazy przyszła pora na nas. Szłam bardzo powoli, uważając na ranę, która nadal bolała. Po przybyciu na miejsce Ratchet zajął się pacjentem, a ja usiadłam, żeby odpocząć. Niestety nie miałam długiej chwili wytchnienia bo już po chwili dosiadł się do mnie Prowl. Z jednej strony cieszyłam się, że go widzę, ale z drugiej nadal miałam mu za złe jego opuszczenie mistrza. Uciecha jednak wzięła górę i gdy bot tylko się przysiadł, przytuliłam się do niego.

-Kopę lat co? – zapytał zadowolony z obecnej pozycji.

 -Oj tak. Tyle terracykli minęło od naszego rozstania. Od rozbicia Ligii… Jak tak właściwie dorwałeś Drifta? – jak zawsze musiałam przejść do sedna.

-Goniłem go po całej galaktyce. Chciałem zemścić się za zdradę. W końcu dorwałem go niedaleko Ziemskiego księżyca. Udało mi się nawet podsłuchać jego rozmowę. Mówił coś o jakimś spotkaniu z kimś ważnym i o jakimś wielkim planie. Możemy się temu później przyjrzeć.

-Tak, powinnam powiedzieć to reszcie drużyny i… - Prowl posmutniał – Ty miałeś na myśli naszą dwójkę? – bot kiwnął głową – Prowl, jeśli ty nadal myślisz o tamtym pocałunku sprzed naszego rozstania, to nic nie znaczyło, naprawdę.

-Mówisz serio, bo ja pamiętam, że byłaś bardzo zadowolona – przewróciłam oczami – Mi się tam podobało i chętnie bym to powtórzył – bot położył rękę na mojej ranie, a ja jęknęłam z bólu – Blackstar, może powinnaś powiedzieć o ranie temu waszemu medykowi?

-Na razie jest zajęty. Powiem mu, ale później.

-Zgoda. Na razie cię zostawię, bo muszę się jeszcze wytłumaczyć temu żółtemu botowi.

-Bumblebee – poprawiłam go – Nazywa się Bumblebee.

-Więc muszę się wytłumaczyć Bumblebee – mówiąc to Prowl wstał i podszedł do Bee i Arcee. Ja wykorzystałam chwilę spokoju i ucięłam sobie krótką drzemkę.

***

Nie wiem ile spałam, ale obudziłam się ze stojącym nade mną Ratchetem. W dodatku nie leżałam na podłodze, a na stole operacyjnym.

-Dobrze, że się obudziłaś. Musisz mi powiedzieć skąd masz te ranę na brzuchu i kiedy została zadana.
-Ratchet, to stara rana, nie musisz się mną zajmować.

-Prowl mówił, że cię boli. To jednak znaczy, że muszę – westchnęłam – Więc?

-To rana od wbicia gorącego pręta. Została zadana na początku wojny, nie pamiętam kiedy dokładnie – Ratchet wyglądał na zaskoczonego i chyba niedowierzał w moje słowa. Po chwili jednak otrząsnął się i zaczął badać ranę – Drift żyje? – zapytałam, żeby zabić czas.

-Tak, udało mi się go uratować. Strzał Miko był idealny.

-Jest utalentowana, nie sądzisz?

-I to bardzo. Rana źle się zagoiła, dlatego teraz odczułaś ból. Jedynym sposobem na dobre zagojenie jest ponowne wbicie pręta, ale to nie wchodzi w grę.  Spróbuję złagodzić ból, ale przez jakiś czas musisz sobie odpuścić walkę.

-Ratchet, zróbmy to – powiedziałam do medyka, ale on tylko pokręcił głową.

-Już raz przeżyłaś ten niewyobrażalny ból. Nie pozwolę żeby ktoś ci to zrobił po raz drugi.

-Ja zrobię to sama.

-Blackstar…

-Dam radę. Wiesz o tym – Ratchet westchnął.

-Leż. Zaraz przyniosę ci narzędzie – doktor wyszedł, a ja zostałam sama. Powoli podniosłam się i przeszłam do pozycji siedzącej. Niedługo potem Ratchet wrócił, trzymając w ręku gorący pręt. Podał mi go ostrożnie – Jesteś pewna?

-Tak. Już raz dałam radę.

Złapałam pręt dwoma rękami, wzięłam głęboki wdech i wbiłam go w starą ranę. Ból był chyba jeszcze większy niż za pierwszym razem. Starałam się nie krzyczeć, ale nie było to łatwe. Cicho zawyłam, a z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Wciągnęłam metal i rzuciłam go na ziemię. Złapałam się za ranę, ale Ratchet zabrał moje ręce i kazał się położyć. Wykonałam zadanie, a doktor zaczął robić coś z moją raną. Byłam zmęczona, więc postanowiłam się jeszcze trochę przespać. Odwróciłam głowę na bok i ostatnim co zobaczyłam był stojący naprzeciw mnie Bumblebee.

 

Oczami Bumblebee

Stałem i patrzyłem jak to sobie robiła. Płakała, musiała odczuwać straszliwy ból. Była taka silna, że sama to sobie zrobiła. Ratchet mówił, że to jedyny sposób, by rana poprawnie się zagoiła. Mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej.

Zasnęła. Musiała być zmęczona. Zmęczona bólem. Podszedłem bliżej i złapałem ją za rękę, uważając by jej nie zbudzić. Mógłbym tam stać bez końca. Wiedziałem jednak, że już czas przesłuchać więźnia.

Przeszedłem do drugiej sali medycznej gdzie leżał Drift. Był skuty, choć nie sądziłem, żeby był w stanie uciekać. Dwa idealne strzały Miko wystarczyły, na załatwienie go.

Drift był przytomny, to dobrze. Podszedłem bliżej i zacząłem mu się uważnie przyglądać. Był wysoki i masywny. Miał pokrytą bliznami zbroję i znak Decepticona na ramieniu.

-Byłeś wojownikiem Ligii Cieni? – zacząłem przesłuchanie.

-Najlepszym. Miałem zostać jej kolejnym mistrzem, dopóki nie zjawiła się ona. 

-Masz na myśli Blackstar?

-A kogo innego. Mistrz traktował ją inaczej, lepiej. Była dla niego jak dawno stracona córka. Całe szczęście i ona popełniła jedną pomyłkę – con zaśmiał się.

-Jaką?

-Zawahała się, przed zabiciem zdrajcy -  Blackstar mówiła mi o tym – Mistrz nie był zadowolony, ale sam nie potrafił jej ukarać. Dlatego to ja to zrobiłem. Pierw ją wychłostałem, aż z jej pleców nie wypływał energon. A potem wbiłem gorący pręt prosto w jej brzuch, aż nie zaczęła błagać mnie o litość!- tego było za wiele! Uruchomiłem blaster i przyłożyłem go Driftowi do głowy. Decept śmiał się, a mnie coraz bardziej kusiło, żeby zgasić jego iskrę.

-Powinienem cię zabić, ale nie był bym wtedy dużo lepszy od ciebie. Ale zapamiętaj jedno. Jeżeli ją skrzywdzisz, wyrwę ci i skrę gołymi rękami.

-No proszę. Nie sądziłem, że byłbyś do tego zdolny. Kiedy wołała cię przez sen, wydawałeś się bezbronny. Teraz widzę, że w twoich żyłach płynie krew Decepticona, która tylko czekała by się ujawnić.

-Zamknij się.

-Możesz oszukiwać innych, ale nie siebie. W głębi iskry wiesz, że mam rację – odwróciłem się od Drfita i wyszedłem z pokoju. Miałem już dość jego gadaniny. Z nerwów uderzyłem pięścią w ścianę, a potem upadłem na ziemię. Niestety Drift miał rację w jednej sprawie. W głębi iskry wiem, że miał rację. 

poniedziałek, 7 września 2015

Nowy blog

Witam was. Z przyjemnością informuję, że prolog do TFP Genisys pojawił się!!!!!!!
Zaprasza was i miłego czytania ;-)
http://tfpgenisys.blogspot.com/
Pozdrawiam :-)
***Niki***

piątek, 4 września 2015

Rozdział XIV - Drużyna w komplecie


Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wisława Szymborska

Stałam na środku korytarza i zastanawiałam się, co tak naprawdę powinnam teraz zrobić? To co powiedziała Arcee… To nie może być prawda. Dla Bumblebee byłam siostrą, nikim więcej. Teraz powinnam iść do Smokescreen’a. Tak więc znów ruszyłam przed siebie w stronę skrzydła szpitalnego.

Kiedy weszłam do sali gdzie leżał Smoke, nikogo tam nie zastałam. Bot leżał nieprzytomny na stole operacyjnym. Pewnie bali się przenieść go do komory. Może jego stan jest gorszy niż myślałam. Podeszłam bliżej i złapałam Smoke’a za rękę.

-Wiem, że z tego wyjdziesz młody. Jesteś silny, bardzo silny i wiem, że dasz radę. Uratowałeś mnie i za to ci dziękuję – Smokescreen nadal się nie budził. Przez głowę przeszły mi jego słowa, kiedy szukaliśmy Airachnid: „Walczyłem u boku Optimusa, uratowałem mu nawet życie. Chciał żebym został…”. Tak naprawdę, w głębi duszy wiem co miał na myśli. Optimus chciał, żeby Smokescreen został następnym Primem. Musiał coś w nim dostrzec. Ja teraz też to widzę. Smoke wie, co to znaczy poświęcić się dla innych. Jest odważny, a przede wszystkim sprawiedliwy. Pytanie brzmi, dlaczego się nie zgodził?

Niespodziewanie poczułam, że jego dłoń się rusza, a po chwili jego oczy się otwierają. Spojrzał na mnie, pierw z lekkim zdziwieniem, a potem z uśmiechem.

-Cześć „Zjawo”. I jak, dokopaliśmy pajęczycy?

-O tak młody, Airachnid nie żyje – Smoke lekko się zaśmiał.

-Szkoda, że tego nie widziałem. Ale jestem pewny, że zrobiliście to z klasą – uśmiechnęłam się szerzej.

-A ja jestem pewna, że Bulkhead ci to opowie – mówiąc to wskazałam na stojącego za szybą bota. Delikatnie przytuliłam młodego i wyszłam z pomieszczenia, a do środka wszedł Bulk. Teraz czekała mnie mniej przyjemna rozmowa.

***

Stałam przed domem, który dostał się Megatronowi. Nie różnił się od reszty wyglądem, ani wystrojem, ale był nieco wyższy. Zastanawiałam się, co dokładnie chcę mu powiedzieć. W końcu otworzyłam drzwi wejściowe i weszłam do środka. Bot stał przy tylnym oknie, ale kiedy mnie usłyszał, odwrócił się.

-Przeczuwałem, że za niedługo mnie odwiedzisz. Chyba znam cię za dobrze.

-W ogóle mnie nie znasz. To, że opiekowałeś się mną, gdy byłam mała nic nie znaczy – Megatron zaśmiał się.

-Byłem dla ciebie jak drugi ojciec. Szkoda, ze sprawy się później skomplikowały. Ale nie przeciągajmy tej rozmowy. Chcesz się upewnić, że nikomu nie powiem o twoim małym sekrecie?

-To jedna ze spraw, które mamy do omówienia – bot podszedł bliżej. Był ode mnie wyższy o połowę, więc byłam zmuszona patrzeć w górę.

-Tak więc, nie powiem nikomu, nie musisz się o to martwić. Jaka jest kolejna sprawa?

-Bumblebee. Jeżeli cokolwiek, kiedykolwiek mu zrobisz, zgotuję ci takie tortury, po których będziesz mnie błagał o litość. Nie masz pojęcia czego nauczyłam się w Lidze Cieni.

-O, ale mnie korci, żeby się dowiedzieć.

-Ostatnia sprawa – przyłożyłam Megatronowi z pięści w twarz tak, że upadł na ziemię – To za zabicie mojego mistrza i zniszczenie mojego domu – po tych słowach wyszłam z budynku i już nigdy nie chciałam tu wracać. Miałam serdecznie dość Megatrona i jego gadaniny, a zwłaszcza tych jego uśmieszków. Przybrałam formę pojazdu i pojechałam na krótką przejażdżkę.

Niestety po jakiś dziesięciu minicyklach odezwał się Ultra Magnus. Mam natychmiast zgłosić się na nową misję. Tak więc obrałam kurs na siedzibę lidera i pojechałam prosto do celu.

Na miejscu czekali już Bumblebee, Bulkhead, Arcee i biały bot z zielonymi i czerwonymi pasami, którego imienia nadal nie poznałam. Stanęłam obok bee i nawet nie patrzyłam na Arcee.

-Mam dla was kolejną misję – zaczął Magnus – Wyruszycie na Ziemię – na te słowa wszystkie boty momentalnie się uśmiechnęły – Nasi ziemscy przyjaciele mają problem z dwoma Transformerami. Agent Fowler poprosił o przybycie małej grupki botów i zatrzymanie ich. Wyruszacie za cykl, mostem kosmicznym. Wheiljack, weź na wszelki wypadek kilka granatów – powiedział do białego.

-Jakbym kiedyś o nich zapomniał – powiedział z uśmiechem.

- Świetnie. Jakieś pytania?

-Jedno – odezwała się fembotka – Po co nam ona? Blackstar nawet nie ma bladego pojęcia o Ziemi!

-Nie tym tonem Arcee – upomniał ją Magnus – Blackstar jest jedną z najlepszych wojowników Cybertronu, więc z pewnością wam się przyda – no proszę, Ultra Magnus wreszcie mnie docenia – Mass jeszcze jakieś przeciwwskazania co do niej?

-Nie sir.

–W takim razie bądźcie gotowi za cykl przy moście kosmiczym – wszyscy zaczęliśmy wychodzić, ale Arcee dosłownie wybiegła z pomieszczenia. Musi być strasznie wnerwiona. Ja natomiast bardzo się cieszyłam na nową misję. Wreszcie będę mogła zobaczyć Ziemię. W dodatku, będę tam z Bumblebee…

***

Cała nasza  piątka stała przed mostem kosmicznym. Jakiś bot odpalił go a przed nami pojawił się turkusowo – fioletowy portal. Powoli zaczęliśmy w niego wchodzić. Pierwszym co zobaczyłam po drugiej stronie były kamienne, brązowe ściany jaskini. Następnie metalowa podłoga i główny komputer. Kiedy most się zamknąć, a my wszyscy byliśmy po drugiej stronie mogłam dokładnie się rozejrzeć. W kamiennym suficie były zamontowane lampy, na podłodze był namalowany wielki znak Autobotów. Zauważyłam też dość wysoką platformę z kanapą, telewizorem i stolikiem. Nagle przed nami pojawiła się garstka ludzi, a na czele szedł średniego wzrostu mężczyzna przy kości o ciemnej skórze, czarnych włosach z kilkoma siwymi fragmentami i brązowych oczach. Miał na sobie białą koszulę, szary garnitur oraz czarny krawat i buty.

-Witajcie Autoboty. Miło was znów widzieć.  

-My także się cieszymy na twój widok Agencie Fowler – powitał człowieka Bumblebee – Pozwól, że przedstawię ci nową członkinię naszej drużyny, Blackstar.

-Bardzo mi miło Pana poznać Agecie Fowler.

-Mi również. A teraz, może przejdźmy do… - Fowler nie zdążył dokończyć bo to pomieszczenia wbiegł dobrze znany mi bot. Miał biało – pomarańczową zbroję i był starszy niż my wszyscy.

-Mam nadzieję, że zdążyłem – powiedział lekko zdyszany, a następnie spojrzał na mnie z niedowierzaniem – Blackstar? – no nie. Przecież on wie. Muszę coś zrobić. Z uśmiechem podbiegłam do niego i przytuliłam.

-Ratchet, tak za tobą tęskniłam!

-Ja też Blackstar, ale jak ty…

-Później wszystko ci opowiem – zaczęłam mówić szeptem – Ale teraz proszę cię, nie mów nikomu kim był mój ojciec.

-Jeżeli tylko tego chcesz – wypuściłam bota z objęć, a on przywitał się z resztą.

-No – powiedział już trochę zdenerwowany Fowler – To jeżeli nie macie nic przeciwko przejdźmy do…

-Ale Agencie Fowler – znów przerwał mu Ratchet – Dzieciaki zaraz tu będą – mężczyzna westchnął.

-Może po prostu spotkamy się tu za piętnaście minut – mówiąc to Fowler odszedł, a ja nie miałam pojęcia o jakie dzieciaki chodzi. Tak więc podeszłam do ściany i oparłam się o nią, czekając na rozkazy.

Kilka minicykli później do pomieszczenia wbiegła trójka ludzi, niższych niż wszyscy inni. Pierwszy z nich wbiegł czarnowłosy chłopak o niebieskich oczach. Był szczupły, ale umięśniony, najwyższy z całej trójki. Miał na sobie granatowe jeansy, czarną bluzkę z krótkim rękawem i trampki w tym samym kolorze. Druga szła niższa od niego o połowę głowy dziewczyna. Była bardzo szczupła, miała czarne włosy sięgające ramion i brązowe oczy. Była ubrana w czarne spodenki, zakolanówki, fioletową bluzkę na ramiączkach, glany oraz czarną kamizelkę. Ostatni był chłopak wysokości dziewczyny. Również był chudy, miał brązowe oczy i rozczochrane na wszystkie strony włosy. Miał na sobie ciemne spodnie, białą koszulę i pomarańczową kamizelkę oraz trampki. Cała trójka na widok botów „skakała z radości”.

-Miko! – wykrzyknął Bulkhead i podniósł dziewczynę, która następnie wskoczyła na jego ramię i przytuliła się do głowy.

-Tęskniłam za tobą Bulk!

-Ja za tobą też Miko, ja za tobą też.

-Cześć Raf – odezwał się Bee do niższego chłopaka – Wyrosłeś. Jesteś już prawie dorosły.

-No już mnie nie postarzaj staruszku.

-Staruszku? Ja ci dam staruszka! – Bumblebee jednym ruchem dłoni podrzucił chłopaka w górę, a potem zmienił się w samochód i zaczął jeździć  nim po całym pomieszczeniu.

-Witaj Arcee – odezwał się najwyższy.

-Cześć Jack. I jak, rozrabiałeś?

-Żartujesz sobie? Miałem rozrabiać i jeszcze pilnować Miko – fembotka zaśmiała się.

-Masz rację, nie pomyślałam.

Przez jeszcze kilka minut starzy partnerzy rozmawiali ze sobą, a ja i Wheiljack czekaliśmy.

-Nie pójdziesz do nich? – zapytałam.

-Nie chcę przeszkadzać. Każde z nich uzupełnia się wzajemnie, a ja tam nie pasuję.

-Wiem co czujesz. Chcę wykonać zadanie i wracać. Myślałam, że wizyta na Ziemi będzie wyglądać inaczej – Jackie zaśmiał się.

-Wiesz, kiedy przyleciałem tu po raz pierwszy też tak myślałem. Miałem nadzieje, na ciepłe powitanie starych przyjaciół, a co dostałem? Jeszcze cieplejsze powitanie Decepticonów.

-Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy.

-Dokładnie – naszą rozmowę przerwał nadchodzący Agent Fowler. Wszyscy, włącznie z ludźmi podeszliśmy do głównego komputera.

-Wczoraj dwa boty wylądowały w Amazonii i od tego czasu naparzają się tam robiąc mokry bałagan. Wezwałem was, bo jeden z owych transformerów to Autobot. Normalnie wysłalibyśmy ekipę, ale nie chcę ryzykować. Jack i Miko będą wam towarzyszyć.

-Jest Pan pewien, że to dobry pomysł wysyłać ludzi? – zapytałam.

-Oboje byli szkoleni do tego typu akcji. Poradzą sobie – kiwnęłam porozumiewawczo głową – No dzieciaki, szykujcie się. Za pół godziny drużyna ma być w gotowości.

Jack i Miko wyszli z pomieszczenia, a Raf usiadł przy komputerze. Nam pozostało czekać.

Po dwudziestu minicyklach Miko i Jack wrócili. Chłopak miał na sobie dopasowane, ciemne spodnie i bluzkę z krótkim rękawem oraz buty wojskowe. Miał też kamizelkę kuloodporną, a w ręku niósł karabin snajperski. Na szyi miał powieszone gogle. Dziewczyna była ubrana w kombinezon z golfem, buty na płaskiej podeszwie sięgające kolan, rękawiczki bez palców, ramonezkę i pas. Wszystko w czarnym kolorze. Na plecach miała zawieszoną katanę a przy udzie pistolet. Włosy spięła w kitkę.

Wszyscy ustawiliśmy się przed mostem, który po chwili został otwarty przez Ratcheta. Cała drużyna powoli zaczęła wchodzić w portal. Po drugiej stronie czekały na nas zniszczone lasy Amazonii.
 
Chciałabym was jeszcze zapytać, czy nie nudzi wam się wątek typu jestem człowiekiem, ale zamieniam się w transformera? Zaczęłam kolejne opowiadanie (znowu) i nie wiem czy wolelibyście zobaczyć w nim człowieka czy tranformera jako głównego bohatera?
Pozdrawiam i miłego dnia ;-)
***Niki***

wtorek, 1 września 2015

Info - Transformers Prime Genisys

Cześć! Musiałam podzielić się z wami tą informacją. Niedawno wspominałam, że mam w planach dwa nowe blogi. Jeden z nich, to będzie taki restart Transformers Prime. Nowy blog będzie nosić nazwę Transformers Prime Genisys.
Nigdy nie miałam takiej weny jak przez ostatni tydzień. Dlatego bardzo miło jest mi ogłosić, że mam już osiemnaście rozdziałów do nowych Transfomrersów :-) Jak tylko wrócę do domu, w sobotę, zajmę się tworzeniem bloga i mam nadzieję, że prolog pojawi się już w niedzielę. Z racji na mój powrót ze wsi (przedłużyłam sobie wakacje) nowy rozdział do Blackstar pojawi się w piątek.
Pozdrawiam i miłego dnia ;-)
***Niki***