Rozdziały


Rozdział VI

Zemsta
 
 
Nie zaczniesz nowego rozdziału, jeśli w kółko będziesz czytać poprzedni.
 
Minął ludzki tydzień od śmierci Jazza. Większość Autobotów zdążyła się już pogodzić z jego śmiercią, ale nie ja. Nie mogłam tak po prostu zapomnieć. Jazz był dla mnie jak starszy brat. Mogłam zawsze na niego liczyć. A teraz on przeze mnie nie żyje.
-Blackstar-odezwał się Optimus-wszystko dobrze?
-Jak może być dobrze?! Jazz nie żyje i to przeze mnie!
-Nie możesz się obwiniać.
-Jak to nie!? To ja ruszyłam na Starcreama! To ja byłam zbyt pewna siebie. To prze mnie zginął Jazz-Optimus położył swoją rękę na moim ramieniu-To ja jestem za wszystko odpowiedzialna-z mojego oka wypłynęło parę kropli oleju.
-Czasu nie cofniesz Blackstar, ale zawsze możesz go pomścić.
-Na pewno to zrobię.
-Ale nie teraz. Musisz trochę odczekać, pogodzić się ze śmiercią przyjaciela.
-Żeby to było tylko takie łatwe-teraz olej wypływał z moich oczu tak jak deszcz leci z chmur.
-Z czasem to minie-Nie wiem czemu ale zawsze, od dzieciństwa, gdy rozmawiam z ojcem to o wszystkim zapominam. O wszystkich problemach i smutkach. O otaczającym nas świecie.
Wiem że Optimus mówił żeby z zemstą poczekać, ale to nie w moim stylu. Postanowiłam że jeszcze tego samego dnia spróbuję namierzyć statek Decepticonów i zabić Starscrema. Te con zaczynał mnie serdecznie denerwować i miałam zamiar z tym skończyć.
Zmieniłam się w samolot i wyleciałam z bazy Autobotów. Parę minicykli, czyli ludzkich minut później ktoś do mnie zadzwonił.
-Blackstar-był to Ratchet-gdzie ty u licha lecisz?!
-Na zwiad, a niby gdzie miałabym lecieć?
-Z powietrza?
-Z góry widać najlepiej.
-Dobrze, ale uważaj na siebie.
-Spokojnie doktorku. Dam sobie radę-i rozłączyłam się. Teraz chciałam się tylko skupić na poszukiwaniu statku Decepticonów.
Dobra, może to jednak nie był dobry pomysł. Statku deceptów nie dało się namierzyć, a do tego rana zadana przez Starscrema zaczęła mnie strasznie boleć. Przez screma mam także problemy z widzeniem. Tak drapnął moje oko, że mam teraz mniejszy zakres widzenia. Jak go spotkam to nie będzie miał co liczyć na fory. Załatwię go tak szybko że nawet nie zdąży powiedzieć Cybertron.
No dobra, powoli zaczynam wątpić w moje szczęście. Od cykli nic nie wykryłam i to zaczyna się robić nudne. Chwila moment, czy to nie, tak to statek conów. Może go i nie wykryłam ale zobaczyłam. Dzięki Primom. Teraz trzeba się tylko dostać do środka, ale to nie będzie trudne. Decepticony zawsze zostawiają otwarty dolny hangar dla przylatujących zwiadowców. I teraz to zrobili. Wleciałam do hangaru i ukryłam się pod podłogą statku, tam gdzie znajduję się wszystkie kable. W ten sposób mogłam podróżować po ich statku ile chciałam. Zaczęłam więc szukać screma.
Statek był ogromny. Jego ściany były szare z domieszką fioletu. Wszędzie chodziły Decepticony, z tego co słyszałam.
W końcu musiałam wyjść z ukrycia bo tunel pod podłogą się skończył. Wyszłam metalowymi drzwiczkami chyba prosto do sali tortur, a przed sobą zobaczyłam Soundwava-najwierniejszego sługusa Megatrona. Soundwave jest świetnym detektywem chociaż nic nie mówi. Nie ma on oczu, nosa ani ust. Porozumiewa cię jedynie pokazując jakiś obraz lub puszczając dźwięk na swojej twarzy. Nie miałam zamiaru się z nim witać. Od razu go znokautowałam wykorzystując uderzenie w pewne miejsce na plecach (Wiem tylko gdzie leży to miejsce. Nie wiem jak się nazywa. Na wykładzie z zabójczych ciosów w Gwardii Elitarnej Cybertronu tylko oglądałam, a nie słuchałam nauk). Soundwave padł, a ja zobaczyłam pewnego więźnia, którego dobrze znam. Był to Wheiljack, biały bot z czerwonymi i zielonymi pasami oraz stary przyjaciel. Należał do grupy Reckerów na Cybertronie. Reckerzy nie myśleli lecz działali. Przyjaźniłam się tylko z dwojgiem z nich-Wheiljackiem i Bulkheadem, a o Bulku nie słyszałam od bardzo dawna.
-Blacksar, kope lat-wykrzyknął jackie.
-Nie tak głośno wariacie.
-O, co ty taka poważna?
-Nie poważna tylko rozsądna jackie. Pamiętaj że jesteśmy na statku conów.
-A no właśnie, co do naszego położenia, to co tutaj robisz?
-Muszę załatwić pewną sprawę.
-Sama?
-Wiesz, że nie przepadam za towarzystwem.
-Ale dwoje to nie tłum. Uwolnij mnie to razem załatwimy tę sprawę.
-Oczywiście, że cię uwolnię, ale sama muszę zająć się tą sprawą-podeszłam do panelu sterowania i wyłączyłam kajdany, w które zapięty był Jackie-teraz stąd spadaj.
-Jak? Przecież nie latam.
-Na tym statku cony na pewno mają kapsuły ratunkowe . Zapakuj się do jednej z nich i ukryj się. Potem zabiorę cię do naszej bazy.
-O nie gwiazdeczko. Widzę ze szykuje się rozróba a ja nie mam zamiaru tego przegapić.
-Litości jackie. Co niby chcesz zrobić?
-Cóż, wiem gdzie trzymają ładunki wybuchowe. Mogę je założyć, uciec w kapsule i na twój znak odpalić.
-Dobra, tylko bez popisów.
-Jasne mała-każdy z nas potem poszedł w swoją stronę. Muszę przyznać, że jackie miał dobry pomysł. On zawsze wymyślił coś z wybuchem.
Znalezienie Starscrema nie było problemem. Już po paru mini cyklach usłyszałam jego głos:
-O Megatronie, i jak by cię tu zabić? Strzelić w plecy? Podciąć gardło ? Tyle sposobów, który wybrać-wtedy wyskoczyłam i wycelowałam swoim ostrzem prosto w gardło screama.
-Nie musisz rozmyślać nad zabiciem Megatrona bo nie będziesz miał do tego okazji.
-Blackstar?! Jak znalazłaś nasz statek?!
-Nie było trudno-skłamałam-a teraz scream, jaką śmierć wybierasz?
-Oszczędź mnie proszę!
-Nie tym razem-w tym momencie całą swą siłą uderzyłam w klatkę piersiową Starscrema i wyrwałam jego iskrę. Energon zaczął się z niego wylewać, a ja jeszcze raz zapłakałam. Możecie wierzyć lub nie, ale mnie i Starscrema łączyło kiedyś bardzo dużo. Kiedyś mieliśmy nawet założyć rodzinę…
Po chwili płakania musiałam uciekać bo parę Decepticonów zaczęło iść w moim kierunku. Teraz jednak już nie musiałam być cicho. Swoim działem sonicznym zrobiłam wielką dziurę w ścianie statku. Zmieniłam się w samolot i wyleciałam ze statku conów.
-Wheiljack-zadzwoniłam do jackiego-odpalaj.
-Z wielką przyjemnością-wtedy usłyszałam wybuchy dochodzące ze statku conów. Od razu namierzyłam Wheiljacka i poleciałam do niego.
-Jak ty to?
-Długo by opowiadać.
-Czyja to iskra-postanowiłam zachować iskrę screma. Chcę aby wszyscy ją zobaczyli.
-Stascrema.
-Czyli to było twoje zadanie, zabić go?
-Owszem.
-Ok, to co teraz?
-Teraz, do bazy. Tam znajdziesz sobie swój pojazd.
-Dobra, ostatnie pytanie.
-Pytaj.
-A gdzie my jesteśmy?
-To, jest ziemia.
 
 
 

 
 
 
 

 

 
 

 
Rozdział V
Każdy ma serce, które łatwo można zranić.
 
 
Najdłużej pamiętamy to co najbardziej chcemy zapomnieć.
 
Razem z Fly jechałam do bazy. Denerwowałam się trochę bo nie wiedziałam jak Autoboty zareagują na człowieka w ich tajnej bazie.
Dojeżdżałyśmy do wejścia do bazy. Zauważyłam wtedy że Fly też się denerwuje.
-Spokojnie-powiedziałam-oni nic ci nie zrobią.
-Nie boję się. Mam tylko nadzieję że się nie zdenerwują że mnie tu przywiozłaś.
-Nie zdenerwują się-powoli zaczęłam zwalniać-jesteśmy.
Wjechałam do tunelu, który prowadził do bazy. Kiedy dotarłyśmy wszystkie Autoboty tam były. Zatrzymałam się a Fly zeszła. Zmieniłam się w robota i zaczęłam tłumaczyć wszystkim o co chodzi. Jednak nie zdążyłam nawet dokończyć zdania bo Ratchet mi przerwał
-Co ten organicznik tu robi-wrzasnął zrzęda
-Spokojnie, spokojnie.
-Jak możemy być spokojni?! Wprowadziłaś tu człowieka!
-Dasz mi wreszcie skończyć Ratchet?!!!!!!!!!-Moja cierpliwość się skończyła. Ratchet zamilkł-To jest Fly. Decepticony próbowały ją zabić. Fly ma, dziwne zdolności.
-Jakie-zapytał Clifjumper
-Ma wizje z przeszłości i za czyimś dotknięciem potrafi je ujawnić-Teraz wszyscy wpatrywali się z zaciekawieniem w małą istotkę, która nie wiedziała jak ma zareagować. Wreszcie zdecydowała się pokazać swoje zdolności. Podeszła do Arcee i dotknęła jej dłoni. Bałam się ze Arcee zobaczy śmierć Tailgata ale na jej twarzy zobaczyłam uśmiech.
-Co widziałaś Arcee-Zapytał clifjumper.
-Widziałam moje pierwsze spotkanie z Tailgatem-Z oka Arcee wypłynęło parę kropli oleju. Przez chwilę staliśmy w ciszy. Przerwał ją dźwięk alarmu. Były to Decepticony. Nareszcie! Wreszcie jakaś prawdziwa walka. Wszyscy, oprócz Ratcheta, ustawiliśmy się przed mostem ziemnym. Ratchet wolał teraz zostawać w bazie i obserwować z niej wszystko. My, ruszyliśmy.
Kiedy dotarliśmy na miejsce zobaczyłam kilkanaście Decepticonów i Starscrema wydobywających energon ze skał. Wiedziałam że teraz mam szansę zabić Starscrema. Jazz chyba to zauważył bo chwycił mnie za rękę i powiedział:
-Nie rób głupstw, dobrze?
-Jasne-odpowiedziałam i zaczęłam się skradać do Starscrema. Nie chciałam żeby reszta botów mnie zobaczyła więc nie czekałam na rozkazy. Kiedy byłam już tak blisko Starscrema, autoboty zaatakowały Decepticony. Kurde! A było tak blisko. Na szczęście Starscream nadal mnie nie zauważył. Miałam jeszcze szansę. Podeszłam do niego od tyłu a wtedy on się odwrócił i mnie znokautował. Upadłam parę metrów dalej. Starscream był coraz bliżej. Szybko się zmobilizowałam. Wstałam i skoczyłam tak wysoko że przy lądowaniu wpakowałam Starscream w ziemie, dosłownie. Tylko głowa wystawała mu ze skały. Teraz miałam go na celowniku. Wiedziałam jednak że taka zemsta nie przyniesie mi satysfakcji. Chwyciłam go za głowę i wyciągnęłam z pod ziemi.
-Teraz będziemy walczyć Scream. I mam zamiar to za...-Nagle poczułam ukucie w brzuch i wylewający się ze mnie energon. Starscream był wredny. Powinnam o tym pamiętać. Moja rana bardzo mnie osłabiła.
-I co teraz Blackstar? Chyba chciałaś walczyć?
-I tak cię pokonam-Ruszyłam na Starscrema ale nie mogłam nawet go uderzyć. Byłam zbyt słaba. Starscream swoimi pazurami drapnął mnie w oko. Upadłam. Byłam słaba i do tego miałam zranione oko. Bałam się najgorszego. Starscream uniósł rękę wysoko by swoim pazurem mnie wykończyć. Zamknęłam oczy, a potem usłyszałam wbijające się w kogoś szpony Starscrema. Jednak nic nie poczułam. kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Jazza, z którego wypływał energon.
-Jazz!!!-wykrzyknęłam z bólem. Kiedy Jazz umierał reszta autobotów przybiegła na pomoc. Starscream uciekł, a ja miałam kolejny powód by go zabić. Byłam też złą na siebie i swoją głupotę. Gdyby nie ja, Jazz by żył.
Zabraliśmy ciało Jazza do bazy, a potem urządziliśmy pogrzeb. kiedy autoboty zaczęły się rozchodzić, ja zostałam. Mówiłam do Jazza, żałowałam, i myślałam ile jeszcze istnień zginie przeze mnie.

 
 
Rozdział IV

Powrót do wspomnień
 
 


Wspomnienia, ich nie wyrzucisz z pamięci.
Już od kilku megacykli czekam na jakiś atak Decepticonów. Jak na złość akurat teraz kiedy przyleciałam odpuściły sobie poszukiwania energonu. A może wystraszył ich fakt że mamy gwiezdne ostrze? Kto wie? Tak czy inaczej przez ten cały czas trenuję razem z innymi botami. Najwięcej czasu spędzam jednak z Optimusem. Nie dziwię się że chce spędzić ze mną trochę czasu bo ja sama bardzo się za nim stęskniłam. No ale jeśli Decepticony nadal będą siedzieć na swoim statku (to ich jedyna baza na ziemi) to spędzimy razem jeszcze wiele megacykli.
No i mijają kolejne megacykle i nadal nic. Zaczyna mnie to denerwować. Postanowiłam przerwać na chwilę ćwiczenia i zapytać Ratcheta czy nie ma dla mnie jakiegoś zadania.
W głównym pomieszczeniu był tylko Ratchet więc coś musiało się stać. Zwykle wszyscy tu siedzą i czekają na jakieś zadanie.
-Gdzie są wszyscy Ratchet-zapytałam
-Pojechali zebrać pewne zasoby energonu. Teraz gdy nie ma tam Decepticonów można go spokojnie zabrać i przywieść do bazy.
-Czekaj no chwilę. Autoboty pojechały po energon a ty nawet mnie nie poinformowałeś?!
-Myślałem że nie będziesz chciała jechać po energon.
-Zrobiłabym wszystko żeby tylko się z tąd wyrwać!
-Możesz zawsze jechać patrolować miasto!
-Dobra. Daj znać jakby coś się działo.
Potem zmieniłam się w motor i pojechałam w stronę wyjścia. Cała baza znajdowała się pod ziemią na jakimś pustkowiu więc zanim jeszcze dojechałam do miasta spędziłam miłą podróż w ciszy.
Droga nie była jednak tak długa jak podejrzewałam. Już po parunastu minicyklach dojechałam do małego miasteczka Jasper. Tam wygenerowałam hologram i patrolowałam miasto. Patrol przerwał mi Ratchet.
-Blackstar, jesteś tam?
-Jasne doktorku, co jest?
-Po pierwsze nie mów do mnie doktorku, a po drugie, wykryłem sygnał paru Decepticonów blisko twojego położenia.
-Ilu?
-Siedmiu.
-Wyślij dokładne współrzędne.
-Jesteś pewna że chcesz to zrobić sama?
-Na wojnie pokonywałam dziesiłątki takich Decepticonów a więc tak, dam sobie radę.
-Dobrze, wysyłam współrzędne.
-Dzięki.
Dzięki dzięki! Nareszcie się coś dzieje. Aż nie mogę się doczekać walki. Przyśpieszyłam i już po paru chwilach byłam na miejscu. Decepticony znajdowały się poza miastem i próbowały wyciągnąć coś ze szczeliny skały. Zapytałabym co ale nie zdążyliby odpowiedzieć. Włączyłam więc moją broń i zaczęłam strzelać do decepticonów. Zanim zdążyli się zorientować co się dzieje trzech z nich już nie żyło. Resztę załatwiłam dzięki moim ostrzą , które pojawiały się zamiast rąk . Potem musiałam oczywiście sprawdzić co kryło się w szczelinie. Okazało się że to ta dziwna dziewczyna o której wam mówiłam. Siedziała teraz wystraszona i patrzała na mnie takim smutnym spojrzeniem.
-Nie bój się-powiedziałam do niej-nic ci nie zrobię.
-Wiem. Ty mi pomogłaś.
-Jeśli wiesz, to wyjdź do mnie.
Dziewczyna powoli wyszła ze szczeliny.
-Jak ci na imię-zapytałam.
-Fly. Nazywam się Fly Rodgers.
-Bardzo ładnie. Ja jestem...
-Blackstar.
-Z kąt wiesz?
-Śniłaś mi się.
-Naprawdę?
-Po tym gdy zobaczyłam cię w mieście.
-Co dokładnie widziałaś w swoim śnie?
-Widziałam jak tracisz matkę-nie wiedziałam co powiedzieć-czułam wtedy jej, i twój ból.
-Jak to, czułaś ból?
-Pokażę ci-Fly dotknęła mnie a potem i ja znów zobaczyłam śmierć mojej matki. Zdawało mi się też jakbym to ja umierała. To było straszne. Potem Fly zabrała rękę.
-Ja, przepraszam.
-To nic.
-Powiedz, czy to się naprawdę zdarzyło?
-Tak. Podczas wojny o naszą ojczystą planetę...
-Cybertron.
-Dokładnie. Zdarzało ci się to już kiedyś?
-Tak ale, nie było takie silne. Tylko widziałam czyjeś cierpienie, ale go nie czułam.
-A potem?
-Jeszcze raz widziałam waszą wojnę. Widziałam czyimiś oczyma śmierć żółtego robota. Potem ten ktoś wykrzyknął chyba jego imię. Wykrzyknął, Bumblebee.
-On nie zginął.
-Znasz go?
-Wiedziałaś to moimi oczami.
-Byłaś przy tym?
-Tak ale wolałabym tam nie być.
-Co się wtedy stało? Co z Bumblebee?
-Bumblebee nie mówi normalnie, ale żyje. To i tak cud po tym co mu się stało.
-A co z tobą wtedy się stało?
-Próbowałam ukarać tego kto mu to zrobił, ale nie wyszło. Zapadłam w śpiączkę i obudziłam się zaledwie wasz miesiąc temu.
-Przykro mi.
-A wiesz co jest najgorsze? Gdybym tak jak uczyła mnie mama uspokoiła się i dopiero zaatakowała uratowałabym jeszcze wiele Autobotów.
-Myślę że w takich chwilach nie da się uspokoić-uśmiechnęłam się tylko-zaprowadzisz mnie do Bumblebee?
-Na pewno tego chcesz?
-Tak. Tylko ja wiem co on wtedy czół. Chcę po prostu z nim porozmawiać.
-Dobrze-zmieniłam się w motor a Fly na mnie usiadła-trzymaj się-i ruszyłam z nową, ludzką przyjaciółką do bazy pełnej wielkich robotów. Oby tylko Optimus się nie zdenerwował.
 
 



Rozdział III

A w bazie...

 

Czasami przyjaźń, rodzi się ze  wspomnień o innej osobie. Bo gdy jedna osoba zapomina, druga pamięta aż za dobrze. 
Baza była ogromna. Najprawdopodobniej znajdowała się w skale lub pod ziemią. Zaraz gdy rażące światło mostu zostało wyłączone zobaczyłam główny komputer, parę urządzeń medycznych i dalsze korytarze. Zakładam że tam znajdowały się sale treningowe. Żaden Autobot nie wytrzyma bez treningów. Poprosiłam Ratcheta by mnie wprowadził.
-Tu jak widzisz jest główny komputer oraz punkt medyczny.
-A za tamtym korytarzem pewnie sale treningowe?
-Łał, ale jesteś domyślna-wtrąciła się Arcee. Naprawę nie wiem co ona do mnie ma. Postanowiłam wprost ją o to zapytać.
-O coś ci chodzi Arcee?
-A jak myślisz Blackstar? To nawet nie wygląda na bazę Autobotów. Co my tu możemy mieć?
-Mam nadzieję że nie jeszcze jedna, wredną fembotkę.
-Coś ty powiedziała-Arcee wyglądała na zdenerwowaną. Myślałam że zaraz mnie zaatakuje.
-Dosyć-Optimus na szczęście załagodził sytuację. Nie wiem dlaczego, ale jak on mówi, to każdy go słucha. Może to przez szacunek, lub jego poważne spojrzenie-Arcee, nie możemy być do siebie wrogo nastawieni. Nie wiemy ile jeszcze Autobotów zostało, ilu jeszcze przyleci dlatego musimy działać razem, bez kłótni.
-Tak jest Optimusie-Arcee odpowiedziała lecz z małym smutkiem i niechęciom. Potem poszła w głąb korytarza, do sali treningowej.
-Optimusie, możemy porozmawiać?
-Z tobą zawsze Blackstar, o co chodzi?
-Powiedz mi, kiedy wojna się skończyła. Chyba przez jej większą część spałam.
-Od twojego zniknięcia minęło już 37 maxicykli-to 37 ludzikch lat. Nie mogłam w to uwierzyć-Na ziemi żyjemy od 5 maxicykli.
-Czyli wojna trwała jeszcze 32 maxicykle?
-Około. Wiele z nas, po wojnie długo latało po kosmosie w poszukiwaniu innych. Arcee i Clifjumper przybyli tu 1 maxsicykl temu. Zrozum więc że Arcee trudno jest się przyzwyczaić. Zwłaszcza że jej poprzedni partner zginął.
-Co?! Tailgate nie żyje?
-Wybacz że teraz ci to mówię, wiem że się przyjaźniliście.
-Przyjaźniliśmy, Optimusie to za mało.
Tailgate kiedyś uratował mi życie. Było to na początku wojny. Byłam wtedy jeszcze głupia i zbyt pewna siebie. Nie myślałam o innych. Tailgate mnie nauczył jak pomagać. Tak wiele mu zawdzięczam.
-Teraz Clifjumper jest partnerem Arcee.
-I co, dogadują się-dopytałam.
-Tak, ale Arcee nadal cierpi z powodu straty ukochanej osoby.
-Wiem co czuje. Powiedz mi jeszcze, dlaczego Bumblebee nie mówi?
-Jego przetwornik mowy był bardzo uszkodzony po ataku Starscrema. Z trudem udało nam się go uratować.
-I teraz nie będzie mówił?
-Ratchet długo próbował mu pomóc, ale udało się tylko trochę naprawić jego przetwornik.
-To i tak dużo. Muszę teraz porozmawiać z Arcee. Wracam za chwilę.
I tak dowiedziałam się co mnie ominęło przez 37 maxicykli. Teraz muszę porozmawiać z Arcee. Musimy się jakoś dogadać bo inaczej się pozabijamy. Oby Arcee tylko mnie wysłuchała.
Korytarz był długi. Gdy doszłam na koniec zobaczyłam salę treningową i Arcee wyżywającą się na metalowym manekinie do ćwiczeń. Arcee uderzała z całych sił mówiąc przy tym:
-Nie Tailgate, nie. Jak mogłam cię nie uratować? Nie uratowałam partnera. O Tailgate. Airachnid!!!!!!
-Wszystko dobrze Arcee?
-A ty co tu robisz?!
-Chcę tylko porozmawiać-mówiłam spokojnie do Arcee.
-Ale ja nie chcę.
-Wiem co czujesz. Strata partnera boli.
-Wiem że nie miałaś partnera więc co możesz wiedzieć o takim bólu.
-Masz rację, raczej wolałam działać sama ale miałam przyjaciół.
- Nie znałaś Tailgata.
-I tu się mylisz-Arcee zastygła jak kamień.
-Znałaś go?
-Więcej. Raz uratował mi życie.
-Tak, on taki był. Zawsze pomagał w potrzebie.
-Dużo mi mówił o tobie.
-Co na przykład?
-Na przykład to że świetnie walczysz, że jesteś najszybszym botem jakie go zna. Mówił także że piękniejszej od ciebie nie widział nigdy.
-Na prawdę?
-Tak.
-Troszczył się o mnie, a ja go nie uratowałam.
-To nie twoja wina.
-Moja. To przeze mnie Arachnid go zabiła. Miała mnie wtedy na przesłuchaniu. Miałam wyjawić współrzędne kolejnego ataku. Nawet ich nie znałam. Próbowałam jej to powiedzieć ale ona go po prostu zabiła-Arcee uderzyła w ścianę tak mocno że zaczęła pękać.
-Posłuchaj, złość tu nie pomoże. Sama dobrze to wiem. Przestań już rozpamiętywać przeszłość. musimy myśleć o przyszłości.
-Ale tak trudno zapomnieć kogoś kto wiąże ze sobą tyle wspomnień.
-Wiem że trudno, ale nie mamy wyboru. Ja zapomniałam o śmierci matki. Ty spróbuj zapomnieć o tym.
-Gdybym tylko mogła go wskrzesić.
-Też bym tak chciała, ale to niemożliwe.
-Spróbuję zapomnieć.
-Razem spróbujemy.
Wtedy wzięłam Arcee za rękę i mocno się przytuliłyśmy.
Razem z Arcee wróciłyśmy do reszty botów. Musiałam koniecznie powiedzieć Autobotom o badaniach Shockwava.
-Posłuchajcie mnie wszyscy-tak zaczęłam-muszę powiedzieć wam coś ważnego. Gdy byłam jeszcze na Cybertronie, znalazłam bazę Shockwava. Prowadził badania na temat naszego przekształcania. Myślał że możemy zmieniać się pojazdy.
-Takie jak te tu, na ziemi-przerwał mi Jazz.
-Dokładnie.
-To idiotyczne-dodał Clifjumper-gdybyśmy tak potrafili to już dawno byśmy się zmieniali.
-Źle myślisz Clif, spójrz tylko na mnie-wtedy zmieniłam się w formę odrzutowca. Wszyscy zamilkli i otworzyli szeroko oczy-a to tylko jedna forma. Na ziemi przybrałam jeszcze formę tak zwanego motocyklu-i zmieniłam się w jednoślad. Potem znów przybrałam naturalną postać-każdy z nas tak może.
-Pi pi pi pi-to znaczy "ale jak" w języku Bumblebee.
-Wystarczy przeskanować pojazd.
-Ratched, znajdź dla nas jakieś pojazdy-Optimus nie chciał czekać.
-Już szukam. Mam. Po jednym dla każdego. Pozwolicie że ja zacznę-wszyscy kiwnęli głowami. Ratched zeskanował ludzki samochód ratunkowy. Widać było że też coś poczuł. Potem zmienił się w swą drugą formę. Następny zgłosił się Clifjumper. On zaś zmienił się w czerwonego Dodge Challengera. Potem Bumblebee, który zmienił się w żółte Camaro z czarnymi pasami. Następna była Arcee. Ona zmieniła się w różowy motor z niebieskim siedzeniem i pasami po obydwu stronach, podobny do mojego (tyle że mój był większy). Później Jazz. Przybrał formę białej wyścigówki z niebieskimi pasami. I wreszcie Optimus. Jako że był z nas największy musiał mieć też wielką druą formę. Przybrał on formę czerwono-niebieskiego ciągnika tira.
Każdy z nas miał już swoją drugą formę. Teraz musimy się tylko lepiej poznać. Taka właśnie jest, Drużyna Prima.

 Rozdział II
Gwiezdne Ostrze
Czasami nasza chęć zemsty, przyćmiewa zdrowy rozsądek. Musimy więc opanować emocję, a jeśli nam się uda, to sięgniemy gwiazd.
 



Droga na ziemię nie sprawiła mi żadnych trudności. Już po 3 megacyklach trafiłam do układu słonecznego w sektorze 13. Wtedy niestety skończyło się moje szczęście. Kapsuła się zepsuła. Musiałam wylądować na ziemi awaryjnie. Zwykle takie lądowania kończyły się katastrofą. Mam nadzieję że z tą będzie inaczej. Ustawiłam tryb awaryjny i wleciałam w atmosferę ziemi. Bałam się że kapsuła tego nie wytrzyma. Na szczęście wylądowałam z wielkim hukiem na ziemi.


Otworzyłam drzwi kapsuły i ujrzałam tylko jakieś skały. I gdzie ten energon? A gdzie Optimus? Teraz go muszę znaleźć. Zmieniłam się w samolot i zaczęłam poszukiwania. Wiedziałam że muszę polecieć daleko aby znaleźć Optimusa. Nie minęło wiele minicykli a zobaczyłam wielkie budynki i wiele pojazdów, takich jakie miał Shockwave. Nie odczuwałam jednak obecności Autobotów. Tam ich nie było. Musiałam szukać dalej.


 


Mijały mega-cykle a ja nadal nie znalazłam ani jednego Autobota. Nie szukałam jednak cały czas. Udało mi się przyjąć drugi kształt pojazdu. Ten nazywał się motor. Mogłam utworzyć hologram formy życia tej planety, czyli jak zdążyłam się dowiedzieć człowieka, i jeździć wśród innych. Przez radio i Internet nauczyłam się ich języka. Dowiedziałam się o wielu rzeczach, które ludzie robią na co dzień. Poznałem także rodzaj człowieka zwany nastolatką. One były bardzo denerwujące. Nazywały mnie panią i prosiły o zdjęcie na motorze. No, niestety nie mogłam im pomóc. Zainteresowała mnie tylko jedna z nich. Miała długie, czarne włosy i oczy, i była bardzo wysoka. Cały czas ubierała się na czarno. Była inna niż wszystkie. Przyglądała mi się tylko. Ale to jej spojrzenie wyglądało jakby chciała powiedzieć: Ja wiem.

Wreszcie szczęście się do mnie uśmiechnęło. Wyczułam sygnał energii paru Autobotów. Były niedaleko, zaraz za miastem. Wyczułam też sygnał Decepticonów. Było ich znacznie więcej. Musiałam pomóc Autobotom. Ruszyłam jak najszybciej w kierunku sygnałów.

Po chwili dotarłam na miejsce. Autoboty i Decepticony walczyły o...nie wiem co. Nie widziałam o co walczyły ale podejrzewam że o energon. Wśród Autobotów zobaczyłam:

Clifjumpera-czerwonego, rogatego i śmiałego bota, który był w mojej drużynie.

Jazza-białego cyber-ninje z niebieskimi pasami.

Arcee-różowo-niebieską agentkę drużyny delta. Podobno najszybszą fembotkę na Cybertronie.

Bumblebee-żółtego i gadatliwego przyjaciela, o pewnym oku. Bardzo się cieszyłam że go zobaczyłam.

Ratcheta-pomarańczowo-białego medibota, starego przyjaciela Optimusa i jak mówią strasznego zrzędę.

I oczywiście Optimusa Prima- czerwono-niebieskiego bota, mojego ojca i ostatniego Prima.

Wszystkie te Autoboty posiadały blastery, ale tylko Optimus i Ratchet mieli ostrza, które tak jak moje w walce zastępowały dłonie. Arcee miała ostrza ale one znajdowały się-od łokcia do nadgarstka. Jazz jako jeden z niewielu miał energetyczne nunchacku.

Drużyna Autobotów składająca się z 6 botów walczyła z armią Decepticonów liczącą chyba z 70 żołnierzy (widać Megatron też miał braki w żołnierzach) . Już miałam pomóc przyjaciołom kiedy pojawił się Megatron. Mogłam go spokojnie załatwić z mojej pozycji. Schowałam się za skałą i zaczęłam mierzyć do Megatrona. Kiedy miałam go na celowniku, strzeliłam. Już myślałam że zabiję Megatrona. Pocisk był tak blisko, już prawie dotknął Megatrona kiedy on odbił go swoim ostrzem i zaczął się śmiać w niebogłosy.

-Który to z was chcę załatwić mnie podstępem-zapytał śmiejąc się przy tym

Nie czekałam na powtórzenie pytania. Włączyłam swoje ostrza i ruszyłam na Megatrona.

-Nie który tylko która Megatronie-wykrzyknęłam tak głośno aby każdy mnie usłyszał.

Megatron obronił mój atak i sam zaatakował. Był wielkim i masywnym robotem. Był szary, a jego znak fioletowy.

-Czy to ty Blackstar? Myślałem że zginęłaś.

-Źle myślałeś Megatronie.

-Drugi raz nie będę miał wątpliwości.

-Tak, bo nie dożyjesz drugiego razu.

-Jesteś śmiała jak matka, ale i tak samo głupia.

-Zamilcz!

Byłam wściekła. Nie panowałam nad emocjami. Zanim się spostrzegłam Megatron uderzył mnie tak mocno że odleciałam na parę metrów. Zanim zdążyłam się podnieść Megatron już był tuż obok mnie. Zamachnął się i zaatakował. Chwyciłam co miałam pod ręką i w jednej chwili role się odwróciły. Megatron leżał na ziemi, jego ostrze było złamane, a ja nie wiedziałam co się stało. Spojrzałam czym się obroniłam i okazało się że było to Gwiezdne Ostrze. Miecz pierwszych Primów. Najwyraźniej w jakiś sposób trafił na ziemię a ja go użyłam. Pytanie jest tylko jedno-dlaczego nikt wcześniej go nie użył?

-Odłóż ten miecz! Nie wierz jak go używać!

-No nie wiem Megatronie. W sumie każdy miecz ma to samo zadanie-ranić.

Megatron uciekł. Wystraszył się mocy Gwiezdnego Ostrza. Ja nie wiedziałam co mogę nim zrobić.

-Blackstar-Clifjumper podbiegł do mnie i mocno przytulił-ty żyjesz!

-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz Clif.

-Cześć mała, jak tam-następny przyszedł Jazz i także mnie przytulił, tylko delikatniej-widzę że nadal w formie.

-Jak zawsze Jazz.

Potem przybiegł do mnie Bumblebee i przytulił tak mocno że o mało mnie nie wgniótł.

-Bee nie tak mocno bo mi zrobisz wgniotkę.

Ale bumblebee nie odpowiedział. Wydał tylko dźwięki, które przypominały pikanie. Zrozumiałam go, ale z trudem.

-To Starscrem, prawda?

Bee tylko pokiwał głową. Potem się odsunął, a zza niego wyłonił się Optimus. Podszedł do mnie i mocno przytulił.

-Myślałem że cię straciłem.

-Nigdy nie stracisz, obiecuję.

Jeszcze przez chwilę staliśmy tak w ciszy. Potem odezwał się Optimus.

-A jednak jesteś Primem.

-Co ty mówisz?

-Legendy powiadają że tylko Prime może użyć Gwiezdnego Ostrza.

-No a ty go użyłaś-dodał Clifjumper-i przy tym wystraszyłaś Megatrona.

-Tak czy inaczej nie zasługuję na niego. Nie chcę być Primem. Ty powinieneś go mieć Optimusie.

-Jeśli taki jest twój wybór, wezmę go.

Podałam Optimusowi miecz i odeszłam trochę do tyłu. Tak naprawdę bardzo chciałam ten miecz, ale nie wiedziałam jak go używać. Nie znałam jego mocy.

-To chyba nie będziemy tak stać-odezwał się wreszcie Ratchet-wracajmy do bazy.

-Do bazy-musiałam dopytać.

-Tak, do bazy. Chyba nie myślałaś że żyjemy na statku-Arcee mi dogryzła. Mogłam jej odpowiedzieć równie wrednie ale wolałam się nie kłócić na sam początek znajomości.

-Włączam most ziemny-Rachet nacisnął jakiś guzik na swojej ręce i po chwili zobaczyłam most ziemny. Na cybertronie korzystaliśmy z mostów kosmicznych, ale pewnie tutaj jest to nie potrzebne. Mosty te służą do szybkich podróży po całym świecie. Wszyscy weszliśmy do mostu i po chwili zobaczyłam bazę Autobotów.

 

Rozdział I
Początek
Każda historia musi się jakoś zacząć. Jedna szczęśliwie, druga wręcz na odwrót.
 

Miałam wszystko. Dom, rodzinę, przyjaciół. Mogłam wybrać jedną z wielu dróg, ale wybrałam ścieżkę wojny. Chciałam walczyć dla przyjemności, ale walczyłam aby przeżyć.


Chcę wam opowiedzieć historię o końcu, ale i o początku. Nazywam się Blackstar. Zrobiłam wiele złego, ale i wiele dobrego. A zaczęło się na mojej ojczystej planecie, zwanej Cybertronem.
Na naszej planecie żyło ponad 10 miliardów mieszkańców. Naszymi władcami byli Primowie. Wszyscy żyliśmy w pokoju, dopóki jeden z gladiatorów nie zechciał władzy. Nazywał się Megatron. Przekonywał nasz lód że chce, aby wszyscy mieli równe prawa. Tak przekonał ponad połowę z nas aby przyłączyli się do niego. Potem poszedł do Primów, i zażądał władzy nad Cybertronem. Primowie oczywiście odmówili, lecz jeden z nich przemówił:
-Po co ci ta władza? Czy wiesz jaka to wielka odpowiedzialność.
-Nie będziesz mnie pouczał-odpowiedział-ja jestem Megatron! Jeśli nie oddacie mi władzy to zniszczę was, i każdego kto stanie mi na drodze!
Niedługo potem armia składająca się z 100 00 żołnierzy najechała na jedno z miast Cybertronu. W tej bitwie zginęło 200 00 Autobotów. Najeźdźcy nazwali ich nową stolicę Kaonem, a siebie Decepticonami. Na ich czele stanął Megatron.
Właśnie wtedy rozpoczęła się wojna pomiędzy Autobotami i Decepticonami. Wojna, której nie mieliśmy szans wygrać.  Ginęły tysiące Autobotów, a planeta była w coraz gorszym stanie. Megatron oraz jego komandor Starscream siali chaos gdziekolwiek się pojawili. Primowie ginęli z rąk Megatrona aż w końcu został tylko jeden-Optimus Prime. Ten Prime, który jako jedyny nie lekceważył Megatrona. Niewielu wiedziało że Megatron i Optimus byli kiedyś przyjaciółmi. Rozdzieliła ich fembotka, Elita One. Z kąt ja to wiem? Elita była moją matką a Optimus ojcem. Ale ja nie jestem Primem. Odmówiłam tej odpowiedzialności.
Elita była agentką Gwardii Elitarnej Cybertronu. Nie przeżyła wojny. Megatron zabił ją już w drugiej bitwie. Wtedy przysięgłam że nie spocznę do póki nie zabiję Megatrona.
Wojna trwa od lat. Ja walczę jak najlepiej mogę. Ale nie mam już sił. Nie wygramy tej wojny więc po co mamy walczyć? Po co tracić kolejnych przyjaciół?
Dziś czeka mnie walka o południowy Cybertron. Mam nadzieję że podołam. Lecę tam z moimi najlepszymi przyjaciółmi-Bumblebee i Jazzem. Razem z nimi dorastałam. Bumblebee jest w moim wieku ale Jazz jest trochę starszy. Opiekował się mną i uczył walczyć. Jazz jest Cyber-ninją. Nauczył mnie wiele ale nigdy nie będę taka dobra jak on.
Teraz lecę nad poległymi braćmi i siostrami. Nie wiem ilu jeszcze nas zostało, ale na pewno mniej niż Decepticonów. Jest już strefa zrzutu. Skaczemy i przygotowujemy się do ataku. Muszę być skupiona. Nic nie morze mnie roz..
-Blackstar-to Clifjumper, jeden z mojej drużyny-założymy się że załatwię więcej conów niż ty?
-Ty? Więcej niż ja? Przez sen zabiłabym więcej deceptów niż ty.
-Więc?
-Zakład stoi.
Wiem że nie powinnam, ale nie mogłam się powstrzymać.
Wtedy nasz kapitan dał znak do ataku. Nasza armia licząca zaledwie 1000 żołnierzy ruszyła w kierunku armii Decepticonów liczącej ponad 3000 żołnierzy. Na szczęście mieli mnie. Byłam jedną z większych Autobotów. Fiolet, czerń i szarość zdobiły mą zbroję. Za broń służyły mi ostrza oraz blastery. Miałam podobnie jak mój ojciec faceplate czyli osłonkę twarzy. Byłam bardzo szybka i zwinna tak jam moja matka. Nie bałam się walki, ale bałam się przegranej.
Decepticony zaczęły do nas strzelać. Część z nich ruszyła w naszym kierunku ale zanim zdążyli któregoś z nas zranić, zginęli.
Walczyłam i przy tym liczyłam zabitych aby nie przegrać zakładu. Potem zobaczyłam Starscrema. Nie walczył. Przyglądał się tylko jak Autoboty ginęły. Już chciałam na niego ruszyć ale tuż obok mnie przemknął Bumblebee.
-Sterscream jest mój-krzyknął.
-Nie dasz mu rady Bee!
-Nie wiesz tego.
Bumblebee chciał tylko zabić Starscrema, ale to tylko było bardzo trudne. Już wielu próbowało zabić Sterscrema ale na próżno. Bumblebee nie był lepszy od poprzednich. Dobiegł do Sterscrema i zaczął z nim walczyć na pięści. Komandor Decepticonów był od niego większy i silniejszy, ale Bee był szybszy. Może i miał szansę wygrać? Po chwili jednak wszystkie nadzieję się rozwiały. Starscream strzelił Bumblebee prosto w przetwornik mowy. Nie wiedziałam czy to przeżył. Byłam wściekła. Ruszyłam na Sterscrema. Miałam tylko jedną myśl w głowie-zabić go. Byłam już tak blisko kiedy ziemia się zatrzęsła, a ja spadłam w otchłań ciemności. Było bardzo ciemno, nic nie widziałam. Nie wiedziałam jak mam się wydostać z tej dziury. Ale coś usłyszałam. Coś jak zamknięcie się czegoś. Potem już nic nie pamiętałam. Po prostu usnęłam.
 
 
Powoli zaczęłam otwierać oczy. Zobaczyłam światło, wyjście. Nie słyszałam już odgłosów walki. Może wygraliśmy? Zaczęłam wspinać się po skałach. Ale kiedy dotarłam na górę, nie wiedziałam co mam myśleć. Po walce nie było śladu. Może tylko paru żołnierzy pozostało, ale byli już tak zardzewiali jakby walka odbyła się wiele megacykli temu.
Chodziłam po całym południowym Cybertronie. Nikogo tam nie było. Nikogo żywego. Co się stało? Ile spałam? Nie wiedziałam co mam robić, gdzie iść. Rozglądałam się tylko. Widziałam zniszczoną planetę. Postanowiłam pójść do jej rdzenia. Chciałam sprawdzić czy coś jeszcze z niego zostało.
Droga była daleka. Nie śpieszyłam się, nie było po co. W końcu dotarłam na miejsce i zaniemówiłam. Rdzeń Cybertronu był martwy. Odczuwałam w całym pomieszczeniu coś złego. Wiedziałam co czułam. Był to mroczny energon. Legendy głosiły że pierwszym który zdradził Primów był Unicorn, a jego krwią był mroczny energon. Ten kto miał w sobie mroczy energon, umierał. Lecz jeśli Rdzeń Cybertronu został nim zarażony to ktoś musiał nauczyć się go kontrolować. Był to z pewnością Megatron. Zatruł całą planetę. Pewnie Autoboty, które przetrwały opuściły planetę. pytanie jest tylko jedno, gdzie są teraz?
Nie wiem co robić. Nie mam statku ani energonu. Pewnie zginę z braku paliwa. Nawet jeśli znalazłabym statek, to gdzie bym poleciała? Mogłam już tylko czekać na śmierć.
Od 9 megacykli chodzę po Cybertronie. Szukam ocalałych, jakiś wskazówek gdzie mogą być. W końcu natrafiłam na zniszczony statek Autobotów. Może znajdę coś w środku? Weszłam i zaczęłam rozglądać się po statku. Komputer chyba działał. Ty było wielkie szczęście. Udało mi się go uruchomić. Znalazłam w nim pewną wiadomość. Brzmiała ona tak:
-Do wszystkich Autobotów, które przetrwały. Znalazłem planetę,  na której jest energon. Podejrzewam także że jest ona kolejnym celem Decepticonów. Przesyłam wam jej współrzędne. Musimy ją chronić. Czekam. Optimus Prime.
A więc przeżył! Co za szczęście. Wiem gdzie muszę się udać. Muszę pomóc Optimusowi. Tylko jak dotrę na ta planetę? Muszę znaleźć jakąś działającą kapsułę ratowniczą. Niestety na tym statku nie było żadnej. Pewnie Autoboty nimi uciekły. Mam nadzieję że przeżyły.
Przez następnych parę megacykli przeszukiwałam cybertron. Gdzieś musiały być jakieś kapsuły.
Doszłam do Kaonu. Był zniszczony tak jak reszta planety. Od razu postanowiłam wejść do siedziby jednego z najlepszych naukowców Cybertronu-siedziby Shockwava. Tam musiało coś działać. Nie myliłam się. Były tam kapsuły zebrane ze statków Deceptikonów, oraz badania Shockwava. Najwyraźniej badał on nasze zdolności przekształcania. Sądził że możemy się zmieniać w pojazdy. Miał wirtualne modele przeróżnych pojazdów. Wystarczyło je przeskanować. Czemu nie? Przeskanowałam jeden z samolotów, jak je nazwał. Poczułam że coś się we mnie zmieniło. Skupiłam się i zamieniłam w samolot. Byłam pięknym, szybkim, fioletowym odrzutowcem. Zmieniałam się z taką gracją, latałam z taką gracją. To było wspaniałe uczucie.
Trzeba było ruszać do drogi. Zebrałam zapasy energonu i wsiadłam do kapsuły. Teraz została mi tyko prosta droga do planety zwanej, Ziemią.


 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz