środa, 20 maja 2015

Rozdział I - Czerwone Pustkowie


Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jak byśmy byli nieśmiertelni.
Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.
Eric - Emmanuel Schmitt


Cybertron. Dom. Przez wiele lat był to świat pokoju, ale poróżniła nas duma i żądza władzy. Naszymi wrogami są ci, którzy niegdyś byli, naszymi braćmi. Odwróciliśmy się od siebie szybciej niż można by się tego spodziewać. Tak podobna rasa, a jednak tak inna.

Wojna niszczy naszą planetę w mgnieniu oka. Z cyklu na cykl, jest nas coraz mniej. Pokój nie wchodzi w grę. Przywódcy Autobotów, jak i Megatron, lider Decepticonów, niczego się nie nauczyli przez te wszystkie lata bitew. Nadal są zbyt dumni, by wyciągnąć do siebie rękę. Prime’owie, nasi liderzy, nie opuszczają swoich siedzib i nie walczą za naszą wolność. Sami musimy brać się za walkę. Na szczęście, nie wszyscy Prime’owie to tchórze. Jeden z nich, Optimus Prime walczy razem z nami. Jest z nich najodważniejszy i najbardziej mu na nas zależy. Jest mi też najbliższy… Optimus jest Primem, ale najchętniej nie przyznawałaby się do tego. Uważa, że Autoboty powinny traktować go jak każdego innego. Pochwalam to. Szkoda tylko, że nigdy nie miał czasu dla najbliższych…

Walczę razem z innymi członkami drużyny w Iacon, naszej stolicy, pod wodzą Zety Prime’a. Trafiłam tu nie z własnej woli. Osobiście, wolę walczyć sama. Ewentualnie wraz z moim najlepszym przyjacielem, Bumblebee. Poznaliśmy się kiedy byliśmy małymi botami. Po jednej z kłótni z ojcem, wyruszyłam na obrzeża Iacon, gdzie ćwiczył mały, żółty bot. Szybko zaprzyjaźniliśmy się i niedługo później byliśmy nierozłączni. Bumblebee nie miał żadnej rodziny, a moje relacje z ojcem nie były zbyt dobre, więc wspieraliśmy się nawzajem. Razem wstąpiliśmy do akademii Autobotów, a następnie do Gwardii Elitarnej. Kiedy rozpoczęła się wojna, tym bardziej trzymaliśmy się razem.

***

Kilkanaście megacykli temu, Bumblebee wyruszył z Iacon, by zawiadomić Optimusa o śmierci Zety. Do tego czasu nie wrócił. W radiu Autobotów huczało od wiadomości, że Tripticon, wielka broń Decepticonów spadła na ulice miasta. Tripticon został pokonany przez Optimusa oraz dwa inne boty. Mam nadzieję, że jednym z nich jest Bee.

***

Siedziałam w jednej z naszych siedzib w Iacon. Zniecierpliwiona czekałam na przybycie przyjaciela. W pewnym momencie usłyszałam otwieranie się drzwi. Momentalnie odwróciłam się, a moim oczom ukazał się żółty bot średniej wielkości. Uśmiechał się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłam uśmiech i rzuciłam mu się na szyję. Bot przytulił mnie mocno.

-Tęskniłaś księżniczko?

-I to bardzo. Strasznie się o ciebie martwiłam – Bee wypuścił mnie z objęć, ale nie spuszczał mnie z oczu – Nie było cię tak długo.

-Przesadzasz. Poza tym, byłem z Optimusem.

-A Prime to jakaś gwarancja, że byłeś bezpieczny?!

-Coś ty taka nerwowa? Myślałem, że Optimus jest jedynym Primem, którego szanujesz – odwróciłam wzrok – Jak chcesz, to mogę cię z nim poznać. Jest tutaj.

-Co? Jest w Iacon? – zdziwiłam się. Co Optimus tutaj robi?

-Po śmierci Zety to on nam będzie przewodził. Jest ostatnim Primem. Teraz będzie stacjonował w Iacon – odwróciłam się od bota. Martwiłam się, bo Optimus mógłby powiedzieć coś, co nigdy miało nie ujrzeć światła dziennego.

-Wiesz, spotkam się z nim – zaczęłam iść w stronę drzwi wyjściowych, ale Bumblebee zatrzymał mnie.

-On jest inny Blackstar. Możesz sobie darować ukłony i uroczyste powitania – nic nie mówiąc wyszłam na zewnątrz. Kiedy drzwi się za mną zamknęły, powiedziałam sama do siebie:

-Wiem. Zawsze był inny.

***

Szłam ulicami Iacon mijając zniszczone budynki i żołnierzy wyruszających na jakąś misje. Walczymy, ale ja dobrze wiem, że przyszłość naszej planety leży w gruzach. Powoli zaczęliśmy ją opuszczać. Ja mam jednak zamiar zostać do końca.

Po kilku minicyklach zobaczyłam jeden z większych budynków Cybertronu. Była to siedziba Prime’a. Budynek był dość dobrze zachowany, choć po ostatnim ataku Megatrona byliśmy zmuszeni przeprowadzić naprawy. Przy drzwiach stało dwóch strażników. Wyprostowani i przesadnie poważni zatrzymali mnie.

-Chcę się spotkać z Optimusem.

-Niestety, ale mam rozkaz wpuszczać boty jedynie wysoko postawione – wysoko postawione? Optimus, to nie w twoim stylu.

-Słuchajcie. Mamy dwie opcje. Jedna jest taka, że wpuszczacie mnie ja udam, że się włamałam i nikt nawet nie zauważy, że weszłam. Druga natomiast, że znokautuję was i tak czy inaczej wejdę do środka – strażnicy wymienili spojrzenia i po chwili otworzyli mi drzwi – Dziękuję – udałam uśmiech i weszłam do środka.

Szłam do długim korytarzem, aż do kolejnych wrót. Otworzyły się gdy tylko do nich podeszłam. Od razu ujrzałam wielkiego bota o czerwono – niebieskiej zbroi. Stał do mnie tyłem i nawet nie usłyszał jak weszłam. Zawsze miał dobry słuch. Musi być zamyślony. Po cichu podeszłam bliżej.

-Ojcze – wydusiłam z siebie po kilku sekundach. Optimus powoli odwrócił się i po chwili ujrzałam jego niebieskie oczy.

-Blackstar. Miałem nadzieję, że cię tu spotkam – przewróciłam oczami – Tęskniłem za tobą.

-Bez wzajemności – podeszłam do ojca i stanęłam z nim twarzą w twarz – Widzę, że przestałeś się ukrywać.

-Nie miałem wyboru. Jestem ostatni.

-No tak. Nie miałeś wyboru. Po tylu latach nadal używasz tej samej wymówki – Optimus spuścił wzrok – To samo powiedziałeś, kiedy wyjechałeś po zaginięciu mamy. Nie miałeś wyboru. Zostawiłeś mnie samą.

-Byłaś z…

-Nawet nie wymawiaj jego imienia! – zacisnęłam pięści. Nie lubiłam jak o nim wspominał – Był twoim najlepszym przyjacielem i zobacz kim się stał. Nie mów mi więc, że nie miałeś wyboru. Teraz jak i wtedy. Ja już nie kupuję tej śpiewki – odwróciłam się od ojca i zaczęłam iść w stronę drzwi – Wiedz, że moi przyjaciele nie znają mojej przeszłości i nie chcę, żeby to się zmieniło. Tak więc pamiętaj, nie znamy się – Optimus pokiwał twierdząco głową, a ja opuściłam pomieszczenie.

***

Dzień później dostałam nową misję. Mieliśmy zatrzymać wojska Decepticonów pędzące w stronę Iacon. Znów chcą zdobyć miasto, ale tym razem im na to nie pozwolimy. Na razie są daleko, więc mamy element zaskoczenia. Miałam nadzieję, że tym razem będę walczyć z Bumblebee, ale on dostał inną misję. Ma zaatakować Kaon, stolicę deceptów. Wyruszamy w tym samym czasie.

***

Stałam razem z Bee przed naszymi statkami i czekałam na wylot. Bumblebee był w swoim żywiole. Po ostatnich wydarzeniach, energia go rozpierała.

-Uważaj na siebie Bee – powiedziałam na pożegnanie – Kaon to nie przelewki.

-Wiem, już tam byłem. Ty też uważaj. Możecie się spotkać z conami na Czerwonym Pustkowiu. Wiesz, jak grunt jest tam niestabilny.

-Oczywiście, że wiem. W przeciwieństwie do ciebie uważałam na zajęciach – uśmiechnęliśmy się do siebie, a po chwili przytuliłam bota – Znam cię zbyt długo by podejrzewać, że nie podołasz, ale mam złe przeczucia.

-Star, nie martw się. Dam radę. Jak zawsze. Wrócę cały i zdrowy – Bee pocałował mnie w policzek. Bałam się o niego i miałam przeczucie, że stanie się coś złego.

-Jesteś mi bliższy niż jakakolwiek rodzina.

-O której zawsze niewiele mi mówiłaś – zaśmiałam się cicho, po czym wypuściłam Bee z objęć – Tylko wróć.

-Wrócę – bot uśmiechnął się po raz ostatni i chwilę później wszedł na czekający statek. I ja weszłam do mojego transportu.

Wystartowaliśmy. Większość botów rozmawiała ze sobą o nadchodzącej bitwie. Kilkoro jedynie stało w milczeniu. Kątem oka udało mi się dostrzec średniej wielkości bota, o biało - czarnej zbroi z niebieskimi wstawkami, który posiadał również niebieskie gogle. Po cichu podeszłam do Autobota i tyrpnęłam go w ramię. Ten odwrócił się i na mój widok uśmiechnął się.

-Blackstar! Kopę lat. Gdzieś ty była?

-Cały czas w Iacon Jazz. Pytanie brzmi, gdzie ty się podziewałeś?

-Ach, wiesz jak to ze mną jest. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu. Wędrowny bot ze mnie – zaśmiałam się

-W Iacon byłoby ci dobrze. Tu ciągle coś się dzieje. Rozważ zostanie tu na stałe.

-Rozważę – uśmiechnęliśmy się i przez resztę drogi opowiadaliśmy o naszych wojennych bitwach.

***

Dotarliśmy na miejsce. Jak na złość musieliśmy napotkać cony akurat na Czerwonym Pustkowiu. Pod nami armia deceptów poruszała się ciągnąc za sobą ich sławne czołgi. Nie będzie łatwo. Zaczęliśmy się szykować do skoku. Kiedy dostaliśmy pozwolenie, a drzwi się otworzyły, wyskoczyliśmy.

Decepticony się nas nie spodziewały. Z łatwością załatwiliśmy pierwszą falę. Niestety potem do akcji wkroczyły czołgi. Większość botów się nimi zajęła, ale ja i kilka innych dalej strzelaliśmy w cony. Niespodziewanie z powietrza nadleciał srebrny con z czerwonymi wstawkami. To był Starscream, komandor Decepticonów. Bez trudu trafiał naszych żołnierzy. Musiałam coś na to zaradzić. Kiedy Scream wylądował i przybrał formę robota, ruszyłam w jego stronę. Biegłam, strzelając przy tym w cony, które stały mi na drodze. Po chwili dołączył do mnie Jazz i puścił mi oczko. Widocznie oboje wpadliśmy na ten sam pomysł.

Dotarliśmy do Starscream, a kiedy ten zorientował się, że nie ma z nami szans odpalił swoje rakiety i uciekł.

-Wracaj tchórzu! – wykrzyknęłam robiąc przy tym unik od rakiety – Jeszcze z tobą nie skończyłam! – Chciałam ruszyć z Screamem, ale Jazz mnie zatrzymał.

-Blackstar, ziemia! – nim zdążyłam zorientować się, co się dzieje, Jaz załapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.

W porę zrozumiałam, że rakiety Starscreama osłabiły grunt, który teraz się zawala. Biegliśmy jak najszybciej. Niespodziewanie tuż przed nami ziemia się rozstąpiła. Musieliśmy skoczyć. Jazzowi się udało, kiedy już miałam oddać skok, szczelina się powiększyła. Nie mogłam czekać. Szybko zrobiłam rozbieg i skoczyłam. Jazz wystawił rękę żeby mnie złapać, ale nie udało mu się. Nasze ręce minęły się i zaczęłam spadać w otchłań.

-Blackstar! – zawołał bot, ale dobrze wiedziałam, że nie może mi pomóc.

Spadałam, a śmierć była coraz bliżej. Niespodziewanie bardzo mocno uderzyłam plecami o ziemię. Powoli wstałam i zobaczyłam, że wylądowałam na małej wypustce w ścianie. Opierałam się o ścianę i starałam się wymyśleć sposób na wyjście. Niestety chwilę potem poczułam jak ściana, o którą się opierałam, zaczyna się kruszyć, a ja przewracam się i spadam w dół. Po raz kolejny mam przeczucie, że zaraz nastąpi koniec. Po chwili ponownie uderzyłam o ziemię, ale dużo mocniej. Poczułam wielki ból głowy. Wszystko zaczęło robić się czarne, aż w końcu straciłam przytomność.