niedziela, 20 września 2015

Rozdział XVI - Twarzą w twarz


...życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.

Éric-Emmanuel Schmitt

Czułam się już wiele lepiej. Rana goi się dobrze i mogę wrócić na pole walki, ale muszę na siebie uważać. Dlatego też nadszedł czas by porozmawiać z resztą drużyny o tajemniczym wspólniku Drifta.

-Drift nic nie powiedział? – zaczęła Arcee, kiedy tylko się zebraliśmy.

-Nic, a nic – odpowiedział Bee – Milczy jak grób.

-Mamy teraz inny problem – szybko przeszłam do sedna – Prowl mówi, że Drift miał się z kimś spotkać na Ziemi, z jakimś ważnym botem.

-Podobno mają jakiś wielki plan – dodał Prowl.

-Więc teraz trzeba znaleźć tego nieznanego wspólnika – zakończył Bulk.

-Może ja tym razem przesłucham więźnia? – zaproponowałam – Znam go, wiem jakie ma słabe punkty.

-Dobrze Blackstar – zgodził się Bumblebee – Ale uważaj na siebie.

-Jak zawsze.

Zaczęłam iść w stronę celi, gdzie został przeniesiony Drift. Długi korytarz prowadził do najlepiej strzeżonego miejsca w bazie, więzienia. Ludzie trzymają tam cony, które przylatują na Ziemię, a później wysyłają je nam. Nie zdarza się to często, ale zdarza. Drift został umieszczony w pierwszej celi. Nie był skuty, ale pozbawiony możliwości użycia broni. Weszłam do środka i stanęłam mu naprzeciw.

-Widzę, że już ci lepiej Blackstar – odezwał się zdrajca – Niech zgadnę, przyszłaś tu dowiedzieć się, kim jest mój wspólnik?

-Zgadza się – con zaśmiał się.

-Tak też sądziłem. Wiem, że i tak w końcu byś się tego dowiedziała, więc nie będę się z tobą bawić w podchody. To Starscream. Znajdziesz go w Hong Kongu. Czeka tam na mnie.

-Takiej odpowiedzi oczekiwałam – wyszłam z celi – Za niedługo będziesz miał sąsiada – uśmiechnęłam się wrednie i wróciłam do reszty drużyny.

Powiedziałam im wszystko co wiem i niedługo potem zaczęliśmy się zbierać. Staliśmy już przed mostem kosmicznym kiedy Bee wziął mnie na słówko.

-Co jest Bee?

-Nie pozwalam ci jechać.

-Co? Dlaczego? Ratchet przecież…

-Wiem, ale dla twojego bezpieczeństwa musisz pozostać w bazie. Prowl zadeklarował się wyruszyć z nami. Ty zostań i odpocznij jeszcze – nie chciałam kłócić się z Bee, więc ostatecznie zgodziłam się.

-Niech ci będzie. Ale Bee, uważaj na siebie.

-Jak zawsze – po tych słowach bot dołączył do drużyny i wszyscy wjechali do mostu. Po chwil zniknęli w głębi portalu.

 

Oczami Bumblebee

Znaleźliśmy się w Hong Kongu. Musieliśmy zachować formę pojazdów, by nie wzbudzać podejrzeń. Prowl przybrał formę Mustanga 2015. Zaraz po przyjeździe wykryliśmy sygnaturę Decepticona i wyruszyliśmy w jego kierunku. Mieliśmy szczęście, bo ulice w Hong Kongu były pełne ludzi, a sygnał dochodził z opuszczonej fabryki. Miko i Jack zajęli pozycje snajperskie, wspinając się na dach budynku. My transformowaliśmy się i po cichu weszliśmy do środka. Fabryka była wielka i miała wysokie ściany, więc spokojnie się w niej mieściliśmy. W środku były jedynie jakieś skrzynie, a w jej centrum stał skrzydlaty, szaro – czerwony con z wieloma bliznami. Starscream.

-Wiedziałem, że Drift zwykle się spóźnia, ale to już przesada! Durny Decepticon! Pewnie nie wie jak się tu dostać! Gdybym był Megaronem, od razu bym go zabił. - mieliśmy element zaskoczenia, mogliśmy go zdjąć, ale miałem pewien pomysł.

-Miko, Jack – odezwałem się przez komunikator do dzieciaków – Spróbuję się dowiedzieć czegoś od Starscream’a. Bądźcie gotowi go powalić.

-Jasne – odezwała się dziewczyna, a ja wyszedłem na wprost cona.

-Cześć Scream, kopę lat.

-Bumblebee! – powiedział ze zdenerwowaniem.

-Dziwię się, że jeszcze żyjesz. Słyszałem, że Predacony nieźle cię załatwiły.

-Te bezmózgie bestie nie zdołały mnie zabić. Przetrwałem ich tortury, a potem uciekłem i dostałem się na Ziemię.

-I z tego co słyszałem teraz czekasz na Drifta? - Starscream puścił mi wrogie spojrzenie – Co wy planujecie Scream?

-Nie pójdzie ci tak łatwo zwiadowco. Wiedz tylko, że kiedy osiągniemy nasz cel, wszyscy twoi bracia i siostry zginą, a ja osobiście wyrwę ci iskrę!

-To się okaże. Miko, Jack, teraz! – obok mnie, po obu stronach przeleciały pociski, które trafiły cona w skrzydła dziurawiąc je – Nie uciekniesz stąd Starscream.

-Jeszcze zobaczymy – nim zdążyłem się zorientować co się stało, dwadzieścia Decepticońskich trooperów wleciało przez dach. Wszyscy zebrali się do walki, a ja ruszyłem na Scream’a. Decept jak zwykle wypuścił rakietę, ale z łatwością nad nią przeskoczyłem i walnąłem go pięścią w twarz.

-To za Cliffjumpera! – kopnąłem go w podbródek, później złapałem za skrzydła i rzuciłem nim o ścianę. Odbił się od niej i upadł na ziemię. Zanim zdążył się pozbierać kopnąłem go w brzuch, a następnie podniosłem i przyłożyłem mu blaster do iskry – Mówiłeś coś o wyrywaniu iskry? – Starscream patrzył się na mnie z przerażeniem, a ja nie spuszczałem wzroku z jego oczu. Niespodziewanie poczułem okropne ukłucie w piersi. Nie mogłem złapać oddechu, a nawet ustać na nogach. Scream uśmiechnął się wrednie. Spojrzałem w dół i ujrzałem, że w klatce piersiowej mam dziury po szponach Starscream’a. Wypływał z nich energon, najprawdopodobniej z iskry.

-Mówiłem, że wyrwę ci iskrę i nie kłamałem – cofnąłem się o kilka kroków próbując złapać równowagę. Wtedy Scream wbił swoje szpony w mój brzuch. Upadłem. Przypomniał mi się widok Arcee, która była gotowa go zabić, po tym jak dowiedziała się, że to on zabił Cliffjumpera. Była ranna, ale dała sobie z nim radę. Ja nie – To za Megatrona! – decept już miał zadać ostateczny cios, kiedy ktoś trafił go prosto w plecy. Starscream upadł, a moim oczom ukazał się Prowl. Szybko skuł Scream’a, potem podbiegł do mnie i próbowałam zatamować wyciek.

-Musisz z tego wyjść Bumblebee. Musisz. Arcee! Potrzebny nam most! – po chwili moim oczom ukazał się portal. Prowl i Bulkhead podnieśli mnie, a Wheiljack ciągnął za sobą więźnia. Następnie wszyscy weszliśmy do mostu.

 

Oczami Blackstar

Kiedy most się zamknął  i zostałam sama, postanowiłam porozmawiać jeszcze z Driftem. Poszłam do jego celi i zaczęłam rozmowę jakby nigdy nic.

-To jak ci było w szeregach Decepticonów? Lepiej niż  Lidze?

-Owszem. Byłem jednym z najlepszych wojowników Megatrona, jego najlepszym zabójcom. Traktował mnie jak syna – zaśmiałam się.

-Pewnie inne cony to wnerwiało. W końcu tobie nie podobał się fakt, że Shadow traktował mnie inaczej.

-Owszem, byli zazdrośni. Najbardziej Starscream. On był komandorem, ale Meagtron zawsze uważał go za idiotę. Po prostu był bezwzględny i potrafił udawać, to cenił sobie Lord. 

-Dziwię się, że właśnie z nim współpracujesz. Scream jest bardzo denerwujący – Drift westchnął.

-Masz rację, ale jak już mówiłem, on jest bezwzględny, a takiego kompana potrzebowałem.

-Do czego? – spróbowałam coś od niego wyciągnąć.

-Nie jestem idiotom Blackstar. Nic więcej ci nie powiem. Mogę ci jednak zdradzić pewną, możliwie istotną dla ciebie informację o Starscream’ie.

-Słucham.

-Kiedy z nim rozmawiałem, ciągle wspominał o zemście na zabójcy Magatrona. Ciągle mówił o zemście na Bumblebee – nie ciągnęłam już tej rozmowy. Szybko wybiegłam z celi i wróciłam do głównego pomieszczenia. W tym samym momencie otworzył się most, a do środka weszli Bulkhead i Prowl, trzymając przy tym rannego Bumblebee.

-Zanieście go na salę operacyjną! – krzyknął Ratchet, a ja chciałam krzyczeć, przeklinać sama siebie, że nie poszłam razem z nim. Znów spojrzałam na most. Wheiljack ciągnął za sobą Starscream’a, a Arcee, Miko i Jack szli za nimi. Jackie zaniósł cona do celi, a my poszliśmy w stronę sali operacyjnej, gdzie leżał Bee.

Bulkhead i Prowl czekali na zewnątrz, a Ratchet już operował.

-Co mu się stało?! – zapytałam drżącym głosem.

-Starscrem – odpowiedział Prowl – ranił go w klatkę piersiową, a potem w brzuch – zacisnęłam pięść, a do nas dołączył Jackie.

Podeszłam bliżej szyby oddzielającej nas od siebie i położyłam na niej ręce, mając nadzieję, że zdołam go dotknąć. Nie wytrzymałam i po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Upadłam na kolana. Prowl kucnął obok mnie i przytulił.

-Będzie dobrze, obiecuję.

-Nie możesz tego wiedzieć.

-Blackstar – usłyszałam głos Arcce. Odwróciłam głowę w jej stronę. Ona również była bliska płaczu. Podeszła do mnie i pomogła mi się podnieść – On też jest mi bliski, jest jak rodzina. Starscream zapłaci za to co zrobił. Za wszystkie boty, które zranił – słowa Cee bardzo mi pomogły. Poczułam, że mam przyjaciółkę. Przytuliłam fembotkę, a ona co najdziwniejsze mnie nie odtrąciła – Przepraszam cię. Uważałam cię za bez sercową zabójczynię, a nie zobaczyłam tego, co kryje się w środku.

-Ja też cię przepraszam. Miałaś rację, powinnam ci powiedzieć o powrocie Airachnid. Gdybym to zrobiła, Smoke pewnie nie leżał by w szpitalu.

-Nie, postąpiłaś dobrze. Wykonałaś rozkaz. Poza tym, pewnie puściłyby mi nerwy – Arcee zaśmiała się, a ja udałam uśmiech – Kiedy Scream się ocknie, będzie żałował, że nie zginął z rąk Predaconów. Teraz chodź, odpocznijmy.

Niechętnie zostawiałam Bee, ale musiałam jakoś odreagować. Obie weszłyśmy do sali treningowej, gdzie zrobiłyśmy sobie mały sparing. W ten sposób rozładowałyśmy emocję. Przysięgam jednak, że kiedy życie Starscream’a będzie w moich rękach, nie oszczędzę go.

2 komentarze:

  1. Ups...Starscream ma oficjalnie przesrane XD Czekam na next'a! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. JEJ! Będzie zemsta! To mnie kręci *mina sadysty*
    Starscream to jedna, wielka świnia.. I za to go lubię :P.

    OdpowiedzUsuń