Dobrze
widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu
Antoine de Saint-Exupéry
Siedziałam.
Cóż mogłam zrobić? Siedziałam i przyglądałam się mu. Miał zamknięte oczy, nie
wydawał żadnych dźwięków. Wydawał się martwy. Nie był, był żywy, wiem o tym.
Nigdy jednak nie widziałam go w takim stanie. Ratchet mówi, że jest stabilny,
ale tak nie wygląda. Starscream poważnie go zranił. Bardziej niż myśleliśmy na
początku. Jego szpony przecięły drugą warstwę ochronną iskry, a to niedobrze.
Kilka minicykli dłużej i byłoby po nim. Nie! Nie myśl o tym Blackstar! Skup się
na przywróceniu go do zdrowia.
Wstałam z
krzesła i podeszłam bliżej niego. Niepewnie złapałam jego dłoń. Nic. Nadal się
nie ruszał. Chciało mi się płakać, ale powstrzymywałam się. Musiałam być
twarda.
-Leżysz
tu…nie ruszasz się. Kiedy się obudzisz, Bee? Potrzebujemy cię, ja cię
potrzebuję! – głos zaczął mi drżeć. Przygryzłam wargę – Nie możesz mnie znowu
zostawić… Nie pozwolę ci na to. Rozumiesz? Nie dam ci zginąć – zacisnęłam dłoń
mocniej, jakby to miało mu pomóc – Śniłeś mi się wiele razy, wiesz? Myślałam,
że to przez to, że nie wróciłam. Byłam pewna, że los chciał zganić mnie za to.
Teraz znam prawdę. A prawda jest taka, że…cię…kocham…Bee – nie wytrzymałam.
Nerwy mi puściły, a razem z nimi wypłynęły łzy. Nie puszczałam jego ręki. Drugą
dłonią zaczęłam wycierać łzy, ale było ich zbyt wiele. W końcu wypuściłam jego
rękę i nią także wycierałam łzy. Ostatecznie zasłoniłam twarz dłońmi, cofnęłam
się o kilka kroków aż nie poczułam ściany i skuliłam się, czekając aż ból
minie. Czekałam… Czekałam bardzo długo… Ale ból nie mijał…
***
Znów byłam
na sali treningowej. Miko załatwiła mi wielki metalowy słup, w który mogłam
uderzać. Wyładowywałam w ten sposób nerwy. Często spotykałam się tu z Arcee.
Robiłyśmy sobie sparing, rozmawiałyśmy, szłyśmy do Bee. Ona odchodziła, ja
zostawałam. I tak w kółko. Dowiedziałam się, że Starscream zabił drugiego jej
partnera, Cliffjumpera. Dlatego też kolejka do zabicia Screem’a się przedłuża.
Jestem skłonna dać Cee wyrwać mu iskrę, ale przed tym ja dam mu lekcję manier.
Taką, na jaką zasługuje.
Walnęłam w
słup po raz kolejny, aż ręce nie zaczęły mnie boleć. Zaczęłam je rozmasowywać,
a w między czasie usiadłam na ziemi. Niespodziewanie na sali pojawił się Prowl.
Bot szedł w moją stronę z uśmiechem.
-Scream nie
chce gadać, więc pomyślałem, że ty mogłabyś go przesłuchać.
-W swoim
czasie. Scream będzie bał się mówić. Nie wyda planów Drifta, póki tego dzieli
od niego jedynie ściana.
-Możliwe, że
masz rację. W takim razie przesłuchamy go na Cybertronie. Kiedy tam lecimy?
-Kiedy Bee
się obudzi. Ratchet nie chce ryzykować, że jego stan się pogorszy – wstałam z
ziemi i podeszłam do bota – Mam nadzieję, że się nie nudzisz?
-Nie, coś
ty. Urywam sobie bardzo miłe pogawędki z naszymi więźniami – zaśmiałam się.
-Z pewnością
– Prowl złapał mnie za rękę.
-Wiem, że ci
teraz ciężko, ale pamiętaj, jestem z tobą.
-Prowl,
byłeś ze mną w chwilach rozpaczy. Zawsze mogłam na ciebie liczyć – bot
uśmiechnął się, a potem zbliżył do mnie.
Niespodziewanie
przyciągnął mnie do siebie, a potem pocałował. Próbowałam się wyrwać, ale był
bardzo silny. Tego jednak było za wiele. Przywaliłam botowi w twarz z pięści i
wtedy mnie puścił. Cofnął się o kilka kroków i zaczął rozmasowywać policzek
–Nigdy
więcej nie wasz się tego zrobić. Zrozumiano? – powiedziałam wrogim tonem, ale
Prolw nie odpowiedział. Już miałam zacząć iść w stronę drzwi, ale bot się
odezwał.
-Kochasz go,
tak? Inaczej byś nie protestowała – nie odpowiedziałam i zaczęłam iść w stronę
drzwi. Wtedy się zorientowałam, że całej sytuacji przygląda się Arcee. Minęłam
ją bez słowa, a zanim wyszłam usłyszałam słowa fembotki do bota.
-Masz
szczęście, że nie było tu Bumblebee. Wtedy dostałbyś podwójnie – uśmiechnęłam
się sama do siebie i wyszłam. Byłam wściekła na Prowla i chciałam się na nim
wyżyć. To jednak jeden z nas i już dość mocno oberwał. Jest jednak ktoś, kto
zasługuje na porządne lanie.
Szybkim
tempem doszłam do więzienia. Minęłam celę Drifta i weszłam do Starscreem’a. Con
stał pod ścianą. Oprócz starych blizn, miał też kilka nowych oraz wiele
wgnieceń na całym ciele. W dodatku miał urwane lewe skrzydło.
-Jeżeli
przyszłaś tu by mnie przesłuchać Blackstar, to od razu przekaże ci wiadomość,
że będę milczał – spojrzałam na niego ze złością – Drift opowiadał mi o tobie
historie, wiesz? Powiedział mi, jak cię torturował, a ty błagałaś o litość!
Byłaś wtedy taka bezradna! – tego było za wiele. Złapałam cona za rękę i przerzuciłam
go przez ramię. Upadł na ziemię, ale ja nie zatrzymywałam się. Zaczęłam okładać
go pięściami po twarzy, a potem kopnęłam go w bok, aż uderzył o ścianę – Chcesz
wiedzieć o bezradności? – wyciągnęłam katanę i pokazałam ją Screem’owi –
Pozwól, że cię nauczę – Zaczęłam iść w stronę decepta. Podniosłam go i
przystawiłam do ściany, a następnie przysunęłam mu katanę do gardła.
-Myślisz, że
mnie tym nastraszysz? Przeżyłem już wszystko. Męczarnie Megatrona, nędzę bez
frakcyjności, tortury Predaconów. Twój mały mieczyk nie robi na mnie wrażenia.
Poza tym, oboje wiemy, że mnie nie zabijesz. Powiedz, jak tam nasz Bumblebee?
Gdyby nie wasz kolega, wykończyłbym go jak Cliffjumpera – z nerwów uderzyłam go
podniosłam w górę i przystawiłam katanę do iskry.
-Zamknij
się! Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że wyrwę ci iskrę! Słyszysz mnie?!
Wyrwę ci ją! – Scream zaśmiał się.
-Gdybym mógł
cofnąć czas…zrobiłbym to ponownie – con uśmiechnął się, a ja nie wytrzymałam.
Zrobiłam zamach kataną i już miałam zgasić jego iskrę, kiedy ktoś złapała mnie
za rękę. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Wheiljacka.
-Nie warto
Blackstar. Jeśli go zabijesz, odpowiesz przed Magnusem, a on cię wygna. Zapytaj
więc sama siebie, czy naprawdę tego chcesz? – odwróciłam wzrok, a po chwili
opuściłam Starscream’a. Jackie wypuścił moją rękę i schowałam katanę.
-Wybacz
Wheiljack. Poniosło mnie.
-Każdemu się
zdarza – Jackie złapał mnie za rękę i pociągnął na zewnątrz. Zaczęliśmy iść w
stronę głównego pomieszczenia.
-Powiedz,
skąd wiedziałeś, że tu będę.
-Arcee
mówiła, że wyszłaś z sali treningowej ostro wkurzona i pomyślałem, że będziesz
chciała się wyżyć – zaśmiałam się.
-Spotkałam
cię zaledwie kilka megacykli temu, a już nasz mnie lepiej niż wiele bliskich mi
botów.
-Szybko
poznaję inne boty. Mam do nich różne przeczucia, które czasem się sprawdzają –
uśmiechnęliśmy się do siebie i resztę drogi przeszliśmy w ciszy.
***
Kolejnych
pięć megacykli spędziliśmy w bazie. Stan Bumblebee się nie poprawiał i nie
wiedzieliśmy, czy wracać na Cybertron czy wezwać więcej medyków. Ratchet
twierdził, że przenosić Bee w takim stanie jest bardzo niebezpiecznie, więc na
razie czekamy. Kontaktowaliśmy się też z Ultra Magnusem, który pozwolił nam
zostać na Ziemi jeszcze trzy megacykle. Potem musimy wracać. Nie wiem skąd u niego
ten pośpiech. Może woli mnie mieć na oku.
Kiedy mijam
się z Prowlem bot nawet na mnie nie patrzy. Nadal ma mi za złe ten
niespodziewany atak. Nie żałuję go jednak. Przesadził. Ostatnio wpadliśmy na
siebie, dosłownie. Prowl przewrócił mnie i nawet nie pomógł mi wstać. Jest
obrażony na całego.
***
Minęły
kolejne dwa megacykle. Został nam ostatni dzień pobytu na Ziemi, a Bee nadal
nie wstawał. Boję się o niego, ale jestem dobrej myśli. Wiem, że w końcu się
obudzi.
Siedziałam
razem z Arcee na sali treningowej. Właśnie skończyłyśmy sparing i
odpoczywałyśmy.
-Powiedz
szczerze, nie tęsknisz za Ligą?
-Szczerze?
Nie. Tęsknię za moim mistrzem. Za Shadow. On był dla mnie jak ojciec, a ja dla
niego jak córka.
-A co z
twoim prawdziwym ojcem? – tego pytania obawiałam się najbardziej.
-Nie można o
nim powiedzieć, że był tatą roku – zaśmiałam się – Rzadko kiedy bywał w domu,
zwykle pracował. Jak byłam bardzo mała, nie było tak źle. Potem jednak, moja
mama zniknęła bez śladu, a tata zamknął się w sobie. Nie rozmawialiśmy ze sobą,
nawet razem nie przebywaliśmy. Byłam strasznie samotna, a potem…poznałam
Bumblebee. On przewrócił moje życie do góry nogami. Zostaliśmy najlepszymi
przyjaciółmi. Byliśmy nierozłączni.
-Aż nie
nadeszła wojna.
-I nie
„zginęłam”.
-Intryguje
mnie jedno. Kochałaś go i nie wróciłaś? – spuściłam wzrok.
-Skąd wiesz,
że ja…
-To widać
Blackstar. On nie jest dla ciebie tylko przyjacielem, a ty dla niego tylko
przyjaciółką. To coś więcej – westchnęłam.
-Nie
wróciłam, bo myślałam, że tak będzie lepiej. Poza tym, byłam pewna, że jestem
dla niego jak siostra, nikt więcej – Cee złapała mnie za rękę.
-Popełniłaś
błąd, ale teraz musisz go naprawić. Powiedz mu, co czujesz – pokiwałam
twierdząco głową.
-Powiem.
-Arcee,
Blackstar! – usłyszałyśmy głos Bulkhead’a. Już po chwili bot wyłonił się zza
rogu – Musicie szybko iść do Bumblebee – nie czekając na Bulka pobiegłyśmy
prosto do skrzydła szpitalnego.
Kiedy
dotarłyśmy na miejsce, czekała na nas miła niespodzianka. Bee się obudził.
Ratchet właśnie go badał. Nie chciałam czekać. Weszłam do środka i choć medyk
chciał mnie zatrzymać podeszłam do Bumblebee. Siedział z otwartymi i śmiejącymi
się oczami. Skrycie miałam nadzieję, że to na mój widok. Nie mogłam się powstrzymać.
Przytuliłam bota delikatnie, uważając na jego rany.
-Tak się
bałam, że cię stracę.
-Ale nie
straciłaś. Jestem tu, cały i zdrowy – wypuściłam Bee z objęć, ale on złapał
mnie za rękę – Ostatnią osobą, o jakiej pomyślałem zanim straciłem przytomność,
byłaś ty, Blackstar. Kiedy się obudziłem miałem nadzieję, że zobaczę cię nad
sobą, a ty jak na zawołanie się pojawiłaś – Po tych słowach nie mogłam czekać.
-Bee. Uświadomiłam
coś sobie. Potrzebuję cię, ufam ci, podziwiam cię, chcę cię. I możesz się mylić
wiele razy i możemy walczyć i się wściekać na siebie, ale nic, nic na tym
świecie nie zmieni faktu, że cię kocham - Bumblebee zamrugał kilka krotnie
oczami. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Nic nie mówiliśmy. Przyglądaliśmy
się sobie. Wtedy Bee pociągnął mnie do siebie, złapał za brodę i złożył na
moich ustach pocałunek. Chwyciłam się za jego szyję i nie przerywając pocałunku
wtulałam się w niego. Czułam się jak w niebie. Nigdy nie byłam szczęśliwsza.
Miałam nadzieję, że Bumblebee czuł dokładnie to samo.
-Wiesz, –
powiedział po skończeniu pocałunku – że kiedy byłem nieprzytomny, słyszałem
każde słowo, które do mnie powiedziałaś – Bee uśmiechnął się, a ja zaczęłam się
śmiać na cały głos. Wtedy bot uciszył mnie kolejnym pocałunkiem. Czekałam, aż
ta chwila rozkoszy minie. Czekałam…czekałam. Ale ona nie mijała…