wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział II - Ktoś więcej


Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać.

Suzanne Collins

Czekałem. Mogłem zrobić tylko to. Obie drużyny nie odpowiadały. Co się stało? Musiałem się czegoś w końcu dowiedzieć. Rozkazałem jednemu z techników by ponownie spróbował się połączyć. Nic. Coraz bardziej się denerwowałem. Powinni już dawno wrócić.

***

Po kilku cyklach, drużyna, do której należy Blackstar wróciła. Wyszedłem, by ich powitać. Niestety większość żołnierzy niosło poległych. W śród botów, które szły bez ciał, udało mi się dostrzec Jazza. Był bardziej zdołowany niż reszta. Podszedłem do niego, ale on nawet na mnie nie spojrzał.

-Co się dzieje Jazz. Przecież wygraliście.

-Owszem, ale za jaką cenę.

-Straciłeś przyjaciół. To zrozumiałe. Ale pomyśl, ile istnień ocaliliście.

-Tak, ale… - Jazz nic nie mógł z siebie wydusić

-Jazz?

-Straciłem dziś, bardzo mi bliską przyjaciółkę. Poznaliśmy się jeszcze w akademii. Oboje ruszyliśmy na Starscreama, a wtedy ziemia zaczęła się rozstępować. Musieliśmy skakać i ja miałem ją złapać, ale…ale nie dałem rady. Spadła w przepaść.

-Przykro mi Jazz. Jak ona miała na imię?

-Blackstar – w momencie stanąłem jak głaz. Nie. Tylko nie moja dziewczynka – Nazywała się Blackstar – nie mogę mu powiedzieć  prawdy. Obiecałem Blackstar, że będę trzymał nasze więzi rodzinne w tajemnicy. Starałem się zachować kamienną twarz.

-Dopilnuję, aby jej ciało zostało znalezione.

-To nic nie da. Ta szczelina była zbyt głęboka. Na Primusa, co ja teraz powiem Bumblebee? Przecież on mi nie wybaczy.

-Blackstar i Bumblebee byli blisko?

-Znali się, od kąt byli dziećmi. Bee powiedział mi, że on ją naprawdę „lubi” – Blackstar nigdy mi nie powiedziała, że poznała Bumblebee. A może jej po prostu nie słuchałem. Jak ja mogłem się nią tak mało interesować? Miała rację. Zostawiłem ją, by poszukać Elity, ale na nic się to zdało. Najpierw straciłem ukochaną, teraz córkę.

-Ja powiem Bumblebee, kiedy wróci z misji. Teraz idź odpocząć – Jazz odszedł, a ja powróciłem do mojej nowej siedziby. W spokoju czekałem na powrót Bumblebee, ale on nie następował.

***

Mijały kolejne dni, a Bumblebbe nadal nie wracał. Już wysłałem drużynę by zbadała co się tam dzieje. Niestety, żadnych wieści. Obawiałem się najgorszego.

Niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi. Pozwoliłem mu wejść i po chwili moim oczom ukazał się czerwony bot, z małymi rogami na głowie. Był zadziwiająco poważny. Coś musiało się stać.

-Tak, Cliffjumper?

-Optimusie, powróciliśmy ze zwiadu. Niestety, mam złe wieści. Prawie wszystkie Autoboty zostały zabite. Jedynie kilka ocalało, choć jest w krytycznym stanie. Jeden bot zeznał, że armią dowodził Megatron i to on rozgromił ich drużynę. Zeznał też, że po całej bitwie schwytali zwiadowcę i chcieli by zdradził im nasze tajne plany. Zwiadowca powiedział, że będzie milczał, a Megatron przebił jego przetwornik mowy i zostawił na pastwę losu – zacisnąłem pięści. Megatron zapłaci za to, co zrobił.

-Ten zwiadowca, to Bumblebee. Prawda?

-Owszem. Ratchet operuje go w tej chwili.

-Dziękuję za informację Cliffjumper. Możesz odejść – bot wyszedł, a ja postanowiłem odreagować całą tą sytuację. Uderzyłem pięścią w ścianę tak mocno, że zrobiłem w niej wgniecenie. Znów mogę stracić bliskiego mi bota. Bumblebee był ze mną kiedy ratowaliśmy Zetę, kiedy odzyskiwaliśmy Iacon. Ufał mi bezgranicznie i wierzył we mnie. Nie mogę pozwolić, by zginął.

***

Mijały kolejne megacykle, a Bumblebee dochodził do siebie. Ratchet zrobił co w jego mocy, ale bot i tak nie odzyska pewnej sprawności mowy. Denerwuję się, bo nie wiem jak mu powiedzieć o jej śmierci. Dopiero co stracił głos. Jak się poczuje, kiedy powiem mu, że stracił najlepszą przyjaciółkę, a może i kogoś więcej? Ma jednak prawo, by wiedzieć.

***

Powoli szedłem do pokoju Bumblebee. Dziś muszę mu powiedzieć. Bot czuje się już lepiej i przyzwyczaił się do zniszczonego przetwornika. Teraz odpoczywa.

Pomału wszedłem przez drzwi i ujrzałem żółtego bota średniego wzrostu. Jego usta były zasłonięte osłoną. Podszedłem do niego i podałem mu rękę, którą uścisnął.

-Przykro mi przyjacielu. Przysięgam, że Megatron odpowie za swoje czyny – to był ten moment. Muszę mu powiedzieć – Bumblebee, posłuchaj. Drużyna Blackstar powróciła z misji – Bee podniósł głowę i spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Zrozumiał z mojego tonu głosu, że coś jest nie tak – Blackstar spadła w przepaść. Nie znaleźliśmy jej ciała – bot spuścił głowę i zacisnął pieści. Odwrócił się ode mnie i upadł na kolana. Nie wiedziałem jak mam mu pomóc. Sam nadal rozpaczałem, a wiedziałem, że nie mogę mu powiedzieć, że była moją córką. Dlatego też, opuściłem pomieszczenie.

 

Oczami Bumblebee

Wyszedł. Dopiero teraz mogłem popuścić wodze moim nerwom. Wstałem i zacząłem uderzać pięściami w ścianę aż ręce nie zaczęły mnie boleć. Nie mogłem w to uwierzyć. Przez kilka dni straciłem tak wiele. Dlaczego nie byłem tam razem z nią?! Jak mogłem ją zostawić. Przecież wiedziałem, że na Czerwonym Pustkowiu jest niebezpiecznie. Mogłem poprosić Optimusa o przeniesienie. Byłem takim idiotom.

Po raz kolejny upałem na kolana, a z moich oczu zaczęły wypływać olejne łzy. Zawiodłem. Zawiodłem fembotkę, którą naprawdę kochałem. Pozwoliłem jej zginąć.

***

Po kilku cyklach ktoś wszedł do mojego pokoju. Był to Jazz. Stał nieruchomo ze spuszczoną głową i nie odzywał się. Ja także nie miałem odwagi zabrać głos. Nawet nie wiedziałem, czy zrozumie to moje głupie pikanie.

-Bee, przepraszam. Za wszystko – spojrzałem na niego pytająco – Byłem tam razem z Blackstar kiedy…kiedy to się stało. Pozwoliłem jej spaść. Nie dałem rady jej złapać. Przepraszam – Powoli podszedłem do Jazza. Dobrze wiedziałem, że to nie jego wina. Nic nie mógł zrobić. Poklepałem go po plecach i dałem do zrozumienia, że nic nie mam mu za złe. On udał uśmiech, ale potem spuścił głowę – Wybacz Bee, ale nadal nie mogę spojrzeć ci w oczy. Potrzebuję czasu – po tych słowach Jazz wyszedł, a ja znów zostałem sam.

 

Oczami Blackstar

Zaczęłam powoli otwierać oczy. Znajdowałam się w dość jasnym pomieszczeniu. Leżałam na ziemi. Nadal byłam strasznie obolała.

Powoli wstałam, ale nie byłam w stanie przejść choć metra. Niespodziewanie poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam bardzo starego bota w charakterystycznej dla Cybertroniańskich samurai zbroi.

-Nie jesteś na siłach by wstawać. Upadek cię zabił, ale Primus podarował ci nowe życie.

-Wcale nie zginęłam. Po prostu straciłam przytomność.

-Musieliśmy cię reanimować.

-No dobra, to może trochę więcej niż utrata przytomności – nieznajomy zaśmiał się.

-Jesteś bardzo wytrzymała Blackstar, ale jak na córkę Prime’a mało poważna.

-Skąd wiesz kim jestem?

-Primus mi powiedział. Kazał mi się tobą zaopiekować, pokazać ci nową ścieżkę.

-Jaką ścieżkę? – nieznajomy podał mi rękę i razem z nim powoli przeszłam przez podziemny korytarz. Już po chwili moim oczom ukazała się prawdziwa sala ćwiczeń. Boty ćwiczyły ze sobą pradawne sztuki walki, trenowały swoją wytrzymałość oraz  testowały coś w rodzaju kamuflażu. Na widok mnie i bota, oderwały się od ćwiczeń i uklękły.

-Żyjemy pod ziemią już od bardzo dawna. Jesteśmy pradawnym zakonem wojowników cienia. Nazywam się Shadow i jestem ostatnim żyjącym wielkim mistrzem. A ty, Blackstar, jesteś moją nową uczennicą.

-Pochlebiasz mi Shadow, ale nie jestem jakąś wielką wojowniczką. Jestem zwykłym żołnierzem. Nie nadaję się do zakonu.

-To nie jest problem. Nauczę cię sztuk walki, o których ci się nawet nie śniło. Dzięki zakonowi, pomożesz Cybertronowi bardziej, niż kiedy byłaś w armii. Będziesz zabijać najniebezpieczniejszych zabójców Decepticonów. Będziesz potrafiła zniknąć bez śladu i pojawić się znikąd.

-Ale nie będę mogła wrócić do przyjaciół?

-Niestety nie. Dla reszty Cybetronu, jesteś martwa – nie bardzo wiedziałam co mam zrobić. Propozycja Shadow była kusząca, ale nie mogłam tak po prostu zostawić Bee. Niestety wielki mistrz potrafi obudzić we mnie chęć nauki nowych sztuk walki – Zgadzasz się?

-Zgadzam.

3 komentarze: