Pozbierać
jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać.
Suzanne Collins
Czekałem.
Mogłem zrobić tylko to. Obie drużyny nie odpowiadały. Co się stało? Musiałem
się czegoś w końcu dowiedzieć. Rozkazałem jednemu z techników by ponownie
spróbował się połączyć. Nic. Coraz bardziej się denerwowałem. Powinni już dawno
wrócić.
***
Po kilku
cyklach, drużyna, do której należy Blackstar wróciła. Wyszedłem, by ich
powitać. Niestety większość żołnierzy niosło poległych. W śród botów, które
szły bez ciał, udało mi się dostrzec Jazza. Był bardziej zdołowany niż reszta.
Podszedłem do niego, ale on nawet na mnie nie spojrzał.
-Co się
dzieje Jazz. Przecież wygraliście.
-Owszem, ale
za jaką cenę.
-Straciłeś
przyjaciół. To zrozumiałe. Ale pomyśl, ile istnień ocaliliście.
-Tak, ale… -
Jazz nic nie mógł z siebie wydusić
-Jazz?
-Straciłem
dziś, bardzo mi bliską przyjaciółkę. Poznaliśmy się jeszcze w akademii. Oboje
ruszyliśmy na Starscreama, a wtedy ziemia zaczęła się rozstępować. Musieliśmy
skakać i ja miałem ją złapać, ale…ale nie dałem rady. Spadła w przepaść.
-Przykro mi
Jazz. Jak ona miała na imię?
-Blackstar –
w momencie stanąłem jak głaz. Nie. Tylko nie moja dziewczynka – Nazywała się
Blackstar – nie mogę mu powiedzieć prawdy.
Obiecałem Blackstar, że będę trzymał nasze więzi rodzinne w tajemnicy. Starałem
się zachować kamienną twarz.
-Dopilnuję,
aby jej ciało zostało znalezione.
-To nic nie
da. Ta szczelina była zbyt głęboka. Na Primusa, co ja teraz powiem Bumblebee?
Przecież on mi nie wybaczy.
-Blackstar i
Bumblebee byli blisko?
-Znali się,
od kąt byli dziećmi. Bee powiedział mi, że on ją naprawdę „lubi” – Blackstar
nigdy mi nie powiedziała, że poznała Bumblebee. A może jej po prostu nie
słuchałem. Jak ja mogłem się nią tak mało interesować? Miała rację. Zostawiłem
ją, by poszukać Elity, ale na nic się to zdało. Najpierw straciłem ukochaną,
teraz córkę.
-Ja powiem Bumblebee,
kiedy wróci z misji. Teraz idź odpocząć – Jazz odszedł, a ja powróciłem do
mojej nowej siedziby. W spokoju czekałem na powrót Bumblebee, ale on nie
następował.
***
Mijały
kolejne dni, a Bumblebbe nadal nie wracał. Już wysłałem drużynę by zbadała co
się tam dzieje. Niestety, żadnych wieści. Obawiałem się najgorszego.
Niespodziewanie
ktoś zapukał do drzwi. Pozwoliłem mu wejść i po chwili moim oczom ukazał się
czerwony bot, z małymi rogami na głowie. Był zadziwiająco poważny. Coś musiało
się stać.
-Tak,
Cliffjumper?
-Optimusie,
powróciliśmy ze zwiadu. Niestety, mam złe wieści. Prawie wszystkie Autoboty
zostały zabite. Jedynie kilka ocalało, choć jest w krytycznym stanie. Jeden bot
zeznał, że armią dowodził Megatron i to on rozgromił ich drużynę. Zeznał też,
że po całej bitwie schwytali zwiadowcę i chcieli by zdradził im nasze tajne
plany. Zwiadowca powiedział, że będzie milczał, a Megatron przebił jego
przetwornik mowy i zostawił na pastwę losu – zacisnąłem pięści. Megatron
zapłaci za to, co zrobił.
-Ten
zwiadowca, to Bumblebee. Prawda?
-Owszem.
Ratchet operuje go w tej chwili.
-Dziękuję za
informację Cliffjumper. Możesz odejść – bot wyszedł, a ja postanowiłem
odreagować całą tą sytuację. Uderzyłem pięścią w ścianę tak mocno, że zrobiłem
w niej wgniecenie. Znów mogę stracić bliskiego mi bota. Bumblebee był ze mną
kiedy ratowaliśmy Zetę, kiedy odzyskiwaliśmy Iacon. Ufał mi bezgranicznie i
wierzył we mnie. Nie mogę pozwolić, by zginął.
***
Mijały
kolejne megacykle, a Bumblebee dochodził do siebie. Ratchet zrobił co w jego
mocy, ale bot i tak nie odzyska pewnej sprawności mowy. Denerwuję się, bo nie
wiem jak mu powiedzieć o jej śmierci. Dopiero co stracił głos. Jak się poczuje,
kiedy powiem mu, że stracił najlepszą przyjaciółkę, a może i kogoś więcej? Ma
jednak prawo, by wiedzieć.
***
Powoli
szedłem do pokoju Bumblebee. Dziś muszę mu powiedzieć. Bot czuje się już lepiej
i przyzwyczaił się do zniszczonego przetwornika. Teraz odpoczywa.
Pomału
wszedłem przez drzwi i ujrzałem żółtego bota średniego wzrostu. Jego usta były
zasłonięte osłoną. Podszedłem do niego i podałem mu rękę, którą uścisnął.
-Przykro mi
przyjacielu. Przysięgam, że Megatron odpowie za swoje czyny – to był ten
moment. Muszę mu powiedzieć – Bumblebee, posłuchaj. Drużyna Blackstar powróciła
z misji – Bee podniósł głowę i spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Zrozumiał
z mojego tonu głosu, że coś jest nie tak – Blackstar spadła w przepaść. Nie
znaleźliśmy jej ciała – bot spuścił głowę i zacisnął pieści. Odwrócił się ode
mnie i upadł na kolana. Nie wiedziałem jak mam mu pomóc. Sam nadal rozpaczałem,
a wiedziałem, że nie mogę mu powiedzieć, że była moją córką. Dlatego też,
opuściłem pomieszczenie.
Oczami
Bumblebee
Wyszedł.
Dopiero teraz mogłem popuścić wodze moim nerwom. Wstałem i zacząłem uderzać
pięściami w ścianę aż ręce nie zaczęły mnie boleć. Nie mogłem w to uwierzyć.
Przez kilka dni straciłem tak wiele. Dlaczego nie byłem tam razem z nią?! Jak
mogłem ją zostawić. Przecież wiedziałem, że na Czerwonym Pustkowiu jest
niebezpiecznie. Mogłem poprosić Optimusa o przeniesienie. Byłem takim idiotom.
Po raz
kolejny upałem na kolana, a z moich oczu zaczęły wypływać olejne łzy.
Zawiodłem. Zawiodłem fembotkę, którą naprawdę kochałem. Pozwoliłem jej zginąć.
***
Po kilku
cyklach ktoś wszedł do mojego pokoju. Był to Jazz. Stał nieruchomo ze
spuszczoną głową i nie odzywał się. Ja także nie miałem odwagi zabrać głos.
Nawet nie wiedziałem, czy zrozumie to moje głupie pikanie.
-Bee,
przepraszam. Za wszystko – spojrzałem na niego pytająco – Byłem tam razem z
Blackstar kiedy…kiedy to się stało. Pozwoliłem jej spaść. Nie dałem rady jej
złapać. Przepraszam – Powoli podszedłem do Jazza. Dobrze wiedziałem, że to nie
jego wina. Nic nie mógł zrobić. Poklepałem go po plecach i dałem do
zrozumienia, że nic nie mam mu za złe. On udał uśmiech, ale potem spuścił głowę
– Wybacz Bee, ale nadal nie mogę spojrzeć ci w oczy. Potrzebuję czasu – po tych
słowach Jazz wyszedł, a ja znów zostałem sam.
Oczami
Blackstar
Zaczęłam
powoli otwierać oczy. Znajdowałam się w dość jasnym pomieszczeniu. Leżałam na
ziemi. Nadal byłam strasznie obolała.
Powoli
wstałam, ale nie byłam w stanie przejść choć metra. Niespodziewanie poczułam
jak ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam bardzo starego bota w
charakterystycznej dla Cybertroniańskich samurai zbroi.
-Nie jesteś
na siłach by wstawać. Upadek cię zabił, ale Primus podarował ci nowe życie.
-Wcale nie
zginęłam. Po prostu straciłam przytomność.
-Musieliśmy
cię reanimować.
-No dobra,
to może trochę więcej niż utrata przytomności – nieznajomy zaśmiał się.
-Jesteś
bardzo wytrzymała Blackstar, ale jak na córkę Prime’a mało poważna.
-Skąd wiesz
kim jestem?
-Primus mi
powiedział. Kazał mi się tobą zaopiekować, pokazać ci nową ścieżkę.
-Jaką
ścieżkę? – nieznajomy podał mi rękę i razem z nim powoli przeszłam przez
podziemny korytarz. Już po chwili moim oczom ukazała się prawdziwa sala
ćwiczeń. Boty ćwiczyły ze sobą pradawne sztuki walki, trenowały swoją
wytrzymałość oraz testowały coś w
rodzaju kamuflażu. Na widok mnie i bota, oderwały się od ćwiczeń i uklękły.
-Żyjemy pod
ziemią już od bardzo dawna. Jesteśmy pradawnym zakonem wojowników cienia.
Nazywam się Shadow i jestem ostatnim żyjącym wielkim mistrzem. A ty, Blackstar,
jesteś moją nową uczennicą.
-Pochlebiasz
mi Shadow, ale nie jestem jakąś wielką wojowniczką. Jestem zwykłym żołnierzem.
Nie nadaję się do zakonu.
-To nie jest
problem. Nauczę cię sztuk walki, o których ci się nawet nie śniło. Dzięki
zakonowi, pomożesz Cybertronowi bardziej, niż kiedy byłaś w armii. Będziesz
zabijać najniebezpieczniejszych zabójców Decepticonów. Będziesz potrafiła
zniknąć bez śladu i pojawić się znikąd.
-Ale nie
będę mogła wrócić do przyjaciół?
-Niestety
nie. Dla reszty Cybetronu, jesteś martwa – nie bardzo wiedziałam co mam zrobić.
Propozycja Shadow była kusząca, ale nie mogłam tak po prostu zostawić Bee.
Niestety wielki mistrz potrafi obudzić we mnie chęć nauki nowych sztuk walki –
Zgadzasz się?
-Zgadzam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńCool!
OdpowiedzUsuń